Na samym początku zaznaczam fakt że nie jestem zła czy rozgoryczona a wszystko co pisze jest przemyślane.
Kiedyś wierzyłam w przyjaźń albo życzliwość, tak ogólnie... jednak że ostatnie dni bardzo jasno pokazały że to nie taka prosta sprawa. A co zabawne najwiekszym wrogiem kobiety, jest jej "przyjaciółka". A to że 2 laski które udawały sobie oddane w kilka chwil są śmiertelnymi wrogami... jest fenomenem tego świata.
To wojna... ale taka gdzie nikt nie będzie wygranym... jednak i tak wojną pozostanie. Nie dla korzyści... a dla radości z tego że można wykończyć kogoś i doprowadzić do kapitulacji.
Bo to że jedni lubia nowe rzeczy inni używane może być naprawde dużym problemem.
Jutro rozpoczynam praktyki... w szpitalu. No cóż boje się 2 rzeczy w zasadzie.
1. Że przyniose wstyd dla mojej uczelni.
2. Że nie dam sobie rady.
Ale no co tu dużo pisać... ja się zawsze wszystkiego boje... więc może nie będzie źle... Się zobaczy...