... A Boy Like Me...
A teraz grzecznie powracamy do notki z 30.12.10r, gdzie pisałam o moim największym dwutysiecznojedenastym marzeniu. Patrick Wolf.
''Muszę w 2011 'zaliczyć' (kluczowe słowo! xD) OFF Festival, Portishead i na pewno kolejny raz Oceansize.
Do tego dochodzi moja chęć zobaczenia Balmorhei, Patryka, Moving Mountains, Oceansize, Archive, Oceansize i setki innych.
Ale z tych możliwych: no way, że Asia nie pojedzie na OFFa.''
Eeeej, marzenia się spełniają? To był jego pierwszy raz w Polsce! Akurat teraz, gdy sobie tego wymarzyłam. Wyprosiłam. Oo. I nagle, miesiąc po mojej zachciance last.fm pokazuje, że w 2011 zobaczę Patricka. Warszawa, nie Warszawa - ja muszę tam być.
Więc byłam.
Emocje sobie powolutku opadają. W końcu to dopiero 4 dni po koncercie. Moim koncercie roku 2011. Moim koncercie dekady? Życia?
A, że Patryk obiecał, że w tym roku do nas powróci, będzie jeszcze drugi raz spełnienie asiowych marzeń 2011.
To się nie dzieje. Wcale się nie działo. A jednak.
Patrick.
Wedle moich próśb.
Poprosiłam i jest.
Czemu tak jest?
Czeeemu?
Dziękuję?
Patrick nas pokochał. A my wcześniej kochaliśmy jego.
Teraz bym poprosiła o kilka nowych fajnych zespołów, ale takie życzenia można składać tylko w nowy rok. Bo mam pewność, że zadziała.
Noworoczne życzenia się spełniają.
Moje noworoczne spełniły się wszystkie.
Coś ruszyło.
Coś się zmieniło.
A Oceansize nie istnieje. To jest cena innych radości?
Czy warto było?