Kiedyś byliśmy o wszystko spokojniejsi, mieliśmy siebie i dzięki temu była ta podpora życiowa, która nie pozwalała się o nic bać.
Przede wszystkim kiedyś byliśmy przy sobie zawsze, chociaż oddzieleni kilkudziesięcioma kilometrami.
Teraz? Teraz uciekamy od siebie i wracamy jakbyśmy się bali konsekwencji.
To coś w rodzaju "chcę Cię, ale nie wiem czy dam radę to unieść".
Nie wiem czy ta myśl kiedykolwiek ulegnie zmianie, ale chyba chcę żeby cokolwiek ruszyło do przodu.
Już nie zależnie z jakim skutkiem, ważne aby przestać stać w miejscu.