"W połowie października, kiedy Anton L. zaczął lekturę trzeciej części, czyli dwudziestego piątego rozdziału (każda strona była już oceanem poznania, w którym się zanurzał), zjawił się Anioł.
Anioł był bardzo duży, miał ptasią głowę, ale pokrytą nie piórami tylko łuską, rodzaju był żeńskiego - nie płci żeńskiej, tylko w kobiecej powłoce - miał na sobie ognistoczerwoną szatę z nieokreślonego, płomienistego materiału, czegoś pośredniego między puchem a skałą. Kiedy Anioł się poruszał, szata rozchylała się obnażając kobiece ciało skończonej doskonałości: biała skóra o złotawym odcieniu, piersi pełne tak dumnie i pewnie, że ich patrzące ku górze rubinowe koniuszki wskazywały niemal w dwie różne strony świata, idealnie zarysowany brzuch, ograniczony ornamentem z róż, tam gdzie u kobiet zaczyna się łono. Tego, czy Anioł również takowe posiadał - jeśli tak, to pewnie również skończenie piękne jak cała reszta - Anton L. nie mógł stwierdzić. Zresztą, nawet się nie starał.
- Jestem Sonia - powiedział Anioł.
- Ach, tak - przyjął do wiadomości Anton L.
Sonia przejęła wszelkie uciążliwe obowiązki, wyłaniające się na kolejnych etapach poznania.
Ostatnie zdanie trzeciej części, ostatnie zdanie trzydziestego szóstego rozdziału
i zarazem ostatnie zdanie książki brzmiało: Jesteś Bogiem."
"Wielkie Solo Antona L." - Herberta Rosendorfera