Przychodzi czasem taki cholerny czas, kiedy wszystko w środku kurczy się niczym plastikowa butelka zalana wrzątkiem.
Kiedy uczucia uderzają z taką siłą, że ciężko się zmobilizować, żeby cokolwiek zrobić, a już w ogóle, żeby się uśmiechnąć.
Kiedy ma się cholerną nadzieję, że wszystko co się działo w ciągu ostatnich X dni/tygodni/miesięcy (niepotrzebne skreślić), było tylko koszmarem sennym i że za chwilę obudzi się z niego u boku ukochanej osoby z najszczęśliwszą miną pod słońcem.
Kiedy tęskni się do tego co było, do tego co mogło być. Do tego co się czuło, do Tego do kogo się TO czuło.
Kiedy czuje się, że straciło się swoje miejsce na świecie. Poczucie bezpieczeństwa, spokoju. Uczucie że jest się dokładnie tam gdzie być powinno.
Kiedy Rozum wrzeszczy do Serca "zamknij się wreszcie GŁUPIE!".
Kiedy Ciało wciąż za dużo pamięta. I kiedy mu wciąż za dużo brakuje.
Kiedy Palce odruchowo wybierają jeden numer, albo przewijają listę kontaktów gg do tej jednej nazwy.
Kiedy Oczy spoglądają w TE miejsca, jakby on tam ciągle był.
Kiedy chce się, żeby Ktoś przyniósł gorącej herbaty, otulił kocem i mocno przytulił.
I powiedział, że wszystko będzie dobrze.
I kiedy wreszcie trzeba wyjść z bezpiecznego gniazdka, uwitego na drugim piętrze pokoju, i udawać przed światem, że wszystko jest ok, że środek wcale nie jest w rozsypce.
I kiedy z jednej strony Nadzieja nie chce się pozbywać wszystkiego wyżej wymienionego, a z drugiej CałaReszta ma już serdecznie tego dość.