Zacznę od tego, że nie lubię niedzieli.
Co za dzień, cały czas zamulam, nie chce mi się kompletnie nic robić.
A kiedy ja się zabiorę za lekcje to nie wiem...
Nie jest ostatnio tak jakbym tego chciała.
Co ja będę mówić, po raz 10 chyba czuję się tak samo, bo zawsze chodzi o jedno.
Nienawidzę u siebie tej chorej zazdrości i szczerości.
Zawsze będą tą najgorszą zazdrośnicą, która gada szczerze do bólu.
Co poradzić, przecież nie będę zamykać się w sobie i siedzieć bezczynnie.
Trzeba uciekać od tego uczucia w moim przypadku, bo co innego mogę.
To jest tylko w mojej głowie.
Na zewnątrz próbuję jakoś nie okazywać tego, byłoby potem pocieszanie, a tego nie lubię.
Dobrze, że jeszcze są przyjaciółki, jakoś razem raźniej.
Pośmiejemy się. Jak jestem z nimi to jest dobrze i tak nie myślę o tym wszystkim...
Uf, jeszcze tylko 2 dni i majówka.
Nawet teraz mi się do szkoły chodzić nie chce.
A zresztą, kiedy mi się chciało? xd
Wytrzymam jakoś. Chyba...