Źle się czuję.
To nie tylko choroba.
Mój duch jakby zmienił się.
Posmętniał zupełnie.
Nie umiem zmusić się do uśmiechu.
Czytam słowa, tak znane, a jednak obce.
Kiedy sądzę, że znam ich znaczenie, okazuje się, że nic nie wiem.
Nie umiem odnaleźć się.
Czuję jakby cały świat przyspieszył kroku, podczas gdy ja tkwię w miejscu.
Wszystko dzieje się tak szybko, czas mija, a ja pozostaję z niepodjętymi decyzjami, z niepewnością kolejnego dnia.
Ciągle mam wrażenie, że coś dzieje się poza mną.
Z czegoś mnie wykluczono, o czymś nie powiedziano.
Ja nie muszę wiedzieć wszystkiego.
Ja nie chcę wiedzieć wszystkiego.
Ale niemiłe odczucie pozostaje.
To musiało być coś ważnego.
Sądziłam, że całkowita izolacja jest najlepsza.
Starałam się odciąć od przeszłości.
Teraz wiem, że tak się nie da, bo wszystko się wiąże w jakiś sposób.
Okrągłe, smutnie zdziwione oczka patrzą na mnie każdego wieczora.
W ich czerni kryje się wiele wspomnień.
Wspomnień z dnia, kiedy to wszystko się zaczęło.
Pamiętam i będę pamiętała niezależnie od podjętych decyzji.
Przecież nie wszystko było takie złe, prawda?
Z moich ust wyszło wiele krzywdzących słów.
Zdarza się, że ciągle wychodzą.
Nie cofnę niczego, nie chcę już tego drążyć.
Chcę odrzucić to co było i wrócić do normalności.
To, jak ta normalność będzie wyglądała nie zależy ode mnie.
To nie mój wybór.
Moim zadaniem jest dostosować się i pilnować, by nic nie stało jej na przeszkodzie.
Żal mi nerwów.
Mam dość łez, które nieprzerwanie płyną.
Mam dość ukrywania, co mnie boli.
Nie lubię jak ktoś nadaje mi rolę wyższą niż powinna być.
Nie lubię jak ktoś traktuje mnie inaczej niż wymaga tego moja rola.
Moją rolą jest bycie powierniczką, przyjaciółką, koleżanką, znajomą...
Wszystko mogę wybaczyć.
Sama nie proszę o wybaczenie.
"It's not too late.
It's never too late..."
Matko.
Nie karm mnie głodem.
Wymiotuję grzechami przyszłości.