Tak wiele zmieniło się w moim środku, a zarazem nic. Chyba tylko jakoś tak puściej i zobojętniałam. Chyba tylko (aż) tyle.
Nie rozumiem. Za dużo sprzeczności. Wszystko we mnie jest ze sobą sprzeczne. Wszystko się kłóci. To cholernie męczy.
Nie potrafię się poddać. Nie potrafię też zebrać wystarczająco sił by piąć się ku górze i nie spadać znów na sam dół z hukiem. Czuję się jakby coś mnie rozrywało.
W sumie cały czas rozrywają, te cholerne sprzeczności. Nic nie jest pewne.
Kurwa.
Proszę mnie przytulić.