48 godzin...
tyle trykajace wskazówki zegara pokazują,kiedyna niczym mi juz nie zależy,
ludzie dyskutujacy na około, ale mnie już to nieobchodzi.
Słowa przelatuja kolo mnie jak powietrzenie zwracajac uwagi na innych
schowalam sie w plaszczu,zeby nikt nie ujrzal mojej twarzy
wtulilam go mocniej,gdy nagle ktos podszedl do mnie
i zrobil dziore w moim plaszczu,zaczelam sie rzucac,
komus moze zalezecze powietrze na okolo mnie coraz rzadsze staje sie?
odslonilam male okienko,tylko po to zeby zobaczyc cos sie dzieje,zdania jak miecze,
obcinaly kawalki moich uszu,bez litosci,wkrecaly sie w moja glowe,
ale nie bolalo,obojetnie jakby ich nie bylo,
zdjelam plaszcz,czy ktos widzi? B
ez mojej niewidzialnej pelerynki,
nie umiem sie juz chowac,ten sam gosc, ktory znisczyl mi plaszcz
spojrzal na mnie,
kim on jest, ze mnie dostrzega?
ale nie umiem juz trzymac wszystkiego,
ciezkie glazy spadly z moich barek,
pozostawiajac glebokie rany,
przez tyle czasu nie zwrocilam uwagi
ze od dawna zabieraly sens mego zycia,
ze teraz dostrzeglam, ze moge miec swoj celmilosc,
wypelniajac atmosfere na okolo mnie
dala mi zadanie,
teraz staram sie zyc trzymajac sie z daleka od plaszczy,
osiagam swoj cel,
mam dla kogo,
otworzylam oczy po 48 godzinie,
i nagle wszystko okazalo sie
tylko jednym z moich snow,
zaczelam plakac dlugim strumieniem suchych kropli,
nie czekajac, bez namyslu zaciagnelm swoj stary plaszcz,
'no i widzisz?' zapytal glos w mojej glowie,
'wlasnie dlatego go nie sciagne!'
moze kiedys ktos bedzie w stanie mi pomoc,
ale coz tam?
narazie pozostane tu
gdzie jestem bezpieczna,
czekam...