Czas pędzi, pędzi i pędzi... Życie mija dzień za dniem, niestety...
Dawno mnie tutaj nie było, a wręcz wieki!!
Wiecie co? Wicie, że od ostaniego wpisu wszystko się zmieniło, ale to naprawdę wszystko?? Wsystko stanęło do góry nogami. czasem na lepsze, a czasem na gorsze.
Poznałam Bartka, a raczej zeswatano nas :) Historia godna love story :D ale to następnym razem ;) po 9 miesiącach zaręczyliśmy się (nie, nie byłam w ciąży ;) ), chwilę później przeprowadziłam się do Sosnowca. Tak wiem, tfu ja i Sosnowiec, no ale cóż, nawet największa ślązara może się przenieść za Brynicę ;) Zmieniłam dwa razy pracę, na tę trzecią lepiej płatną i spokojniejszą, zdecydowanie. Tak więc zrezygnowałam z przedszkola, ponieważ dostałam mój wymarzony etat w biurze rachunkowym, oooo tak, tam czułam się jak ryba w wodzie! Niestety szefowa okazała się nie do zniesienia. Trzy miesiące męczarni psychinczej. Fakt, dużo się od niej nauczyłam i tu chylę czoła w jej kierunku za poświęcenie mi czasu i możliwość rozwoju, jednak w kontaktach między ludzkich to jest najgorszym typem z jakim mogłam mieć do czynienia. Całe szczęście dziewcznyny, z którymi podzieliłam los okazały się najwspanialszymi kobitkami na świecie- o takich współpracownikach można tylko pomarzyć:) Kontakt mamy do dnia dzisiejszego:) Tak więc uciekłam, a że zostałam polubiana w firmie, którą księgowałam, dostałam pracę u nich i tak sobie działam w hurtowni papierosów elektronicznych, nie jest źle :)
No to tak. O Bartku już było, o pracy też, no to może czas na opowieść o powiększeniu rodziny? Powiększyła się i to aż o dwie osoby! Moja Siostra urodziła wspaniałych bliźniaków, Wiktorię i Kamilka. Rosną duzi i wspaniali! Mają mądrego i bystrego braciszka, który pomaga jak tylko mocno potrafi! Mareczek to zuch chłopak!
A no to jeśli jeszcze mowa o powiększeniu to z Bartkiem zostaliśmy opiekunami pięknego persa szynszylowego, jest moją przyjaciółką, która nie opuszcza mnie na krok,o! :)
Zdałam w zeszłym roku egzamin na prawo jazdy,o tak :) i śmigam czym się tylko da. Wszystko mi jedno czy to dostawczak, czy mercedes, czy coś innego, pędzę jak rakieta! A na co dzień poruszam się najpięknieszym Peugeotem 106, jest bardziej niebieski niż błękit o poranku ;) I nie zamienię go na nic innego choćby nie wiem co!
A z tych smutnych to niestety borykam się i walczę, boję się, że będzie gorzej... Zdrowie... Niestety.... między innymi wyglądam jak wyglądam... Ludzie myślą, że obżeram się jak powalona, a to nie to...
Trafiłam przez przypadek do pana G., jakaś tam infekcja, no to leczymy. Przy okazji wyszło, że mam torbiele... I od nitki do kłębka, pytanie za pytaniem, odpowiedź za odpowiedzią i okazuje się, że coś co myślałam, że to przeze mnie, to choroba autoimmunologiczna tarczycy... Badania... Kolejny lekarz. Diagnoza. Hashimoto :( Świat się załamał, upadłam i od tego czasu ciężko jest się pozbierać, szukam porad, jak się odżywiać, co połykać, regulujemy hormony, walczymy ze skutkami. Nie jest lekko. Najgorzej z psychiką... Raz śmieję się jak powalona, innym razem nie mogę zajrzeć do lustra i bęczę o wszystko, nawet pierdoły potrafią wytrącić z równowagi... Najgorzej, że ta jedna przypadłość ciągnie multum skutków za sobą, boję się jak diabli, że nie będę mogła kiedyś zajść w ciążę, ech... Panie Boże będzie dobrze, prawda?
Dobrze, że mam kochającą rodzinę i Bartka, inaczej nie dałabym rady...
Napiszę znów.
Myślę czasami o Tobie, wspominam wspólne wakacje i procent z limonką.