Całemu mojemu drżącemu na przemian ze szczęścia i strachu od jakiegoś czasu ciału, przypomniało się, że wie, co to łzy. Wyschłe dawno temu źródło, okazało się wciąż bić. Puściła wewnętrzna uszczelka. Nie pytaj o powód, bo to milion przeplatających się nici, których nie sposób od siebie odróżnić nawet przy dużym przybliżeniu. Masz wtedy wrażenie, że pompujesz tę słoną wodę każdym milimetrem własnego "ja", tym fizycznym i metafizycznym. Myślałam już, że nie mam łez. Ciekawie czasami zaskoczyć samego siebie. Masz wtedy w sobie coś z dziecka, kuląc się jak embrion i zanosząc od łkania. Mogą nasłać na Ciebie jakieś smoki z bajek, urząd skarbowy, wszystkie przeterminowane miłości tego świata, ekshibicjonistów, magików, mafię z bronksu, a Ty zmykasz oczy, oddając się bez walki i myśląc "cokolwiek macie mi zrobić, zróbcie to jak najszybciej". Jest w Tobie tyle żalu, zgorzkniałości, a jednocześnie bezradności, że chcesz się skończyć tu i teraz, chcesz przestać istanieć przynajmniej do chwili, kiedy świat i Ty sam nie powrócisz we własne łaski.
Zawsze, ale to zawsze takie sprawy rozgrywały się wyłącznie pomiędzy mną a mną. Nie potrzebowałam cudzego rękawa, wiszenia na telefonie, dzielenia się zależnościami przyczynowo-skutkowymi. Po prostu chowałam się pod koc i kiedyś przechodziło. Dziś musiałam zapewnić sobie namiastkę Ciebie-zobaczyć, dotknąć, usłyszeć. To tak wstrzyknąć sobie do mózgu perhydrol, a potem zasnąć ze zmęczenia. Nienawidzę się za to.
Koniec z odpryskami życia! Koniec z okruchami piękna! Koniec z pyłem uczuć!
wojewódzka