Manuela kolejny raz otworzyła mi oczy, a właściwie wcisnęła zapałki pomiędzy sukcesywnie opadające powieki. To czysta forma głupiej mądrości, na którą cierpi w jakimś stopniu każdy z nas. Przecież teoretycznie wiemy, co dla nas dobre, a co nie, ale intelekt swoje, a emocje swoje. Tak, póki co nic się nie stało, ale ona nie wzywa do zrywania z urokami rzeczywistości, do popadania w kosmiczne obłędy, ale ostrzega, upomina. Można żyć na haju, żywić się powietrzem, wąchać muzykę i słyszeć kolory, ale nie zatrać wszystkiego tego, co stanowi naszą wartość, kręgosłup moralny. Takie poglądowe wysokie obcasy - jasne, możesz sobie pozwolić na głupstwa, błędy - to takie ludzkie, ale miej odwagę o tym mówić, podobnie jak o wszystkim, co fizjologiczne lub - dla kontry - metafizyczne. Ucz się kochać siebie, być "w", a jednocześnie "poza". Sami stanowimy fuzję doskonałeś niedoskonałości i to najpiękniejsze, co możemy ofiarować, nie zapominaj.
Obracamy się w proch z byle powodu, a ja już nie mogę sobie na to pozwolić, nie teraz. Przechodzę jednocześnie regenerację i ewolucję, cała, caluteńka, od koniuszków palców pomalowanych na dwa kolory po połacie mózgu odpowiadające za asocjację. Tamte stany są już, mam nadzieję, za mną. Wracają, ale już nie do tamiej samej osoby.
Przecież nic nie jest takie, jak się wydaje. Za jedną ścianą słyszymy kompujące, klaskające o siebie ciała, a za drugą dźwięki skrzypiec. I zawsze przychodzi taki moment, kiedy przestajesz wiedzieć, co jest czym. Nagle pornoodgłosy stają się piękne i płynne jak dusza skrzypiec, a skrzypce wydają na przemian płytkie, świdrujące i piskliwe dźwięki jak kochankowie, którzy nie umieją obdarować się niczym więcej ponad orgazm, a i tym nie zawsze. Podobno kiedy nie wiesz, co to jest, to znaczy, że to jazz.
nie przyzwyczajaj się...
wojewódzka