Tak się czasami zdarza. Gdy odchodzisz, przychodzisz po ręcznik, oddajesz książki. Albo nie. Wtedy ręcznik kończy na śmietniku, a książki kurzą się złowrogo.
Druga w nocy. Wracam z Krętej, z Ołbina czy tam z Nadodrza. Wciąż jeszcze wstawiony, na autopilocie, z rozsznurowanymi butami. Nie mam pojęcia, którędy iść. Ulice są puste, a w czynszowych kamienicach pije się wódkę. W bramie czają się nożownicy, ale też jeszcze piją, więc uspokajam się, że teraz nic mi nie grozi. Jest zimno, potykam się o sznurowadła, nie wiem, czemu nie zrobiłem z nimi porządku. Co się właściwie wydarzyło? Kurwa, wiele. Zawsze coś się musi dziać po tamtej stronie Odry. Pierwszy krok w chmurach.