Tak to jest jak wszystko odkłada się na ostatnią chwilę. Ma się te wyrzuty sumienia, czasem w oczy zagląda strach, ale i tak jest milion ciekawszych rzeczy od obowiązków. A potem można już tylko biegać w kółko trzymając się za głowę i krzyczeć niezrozumiałe słowa.
Skończyły mi się wymówki i wiem, że albo zacznę teraz, albo nigdy. Mimo najszczerszych chęci skłaniam się raczej ku drugiej opcji...
Ale przecież matura to bzdura, hej.
Wyłączam się powoli z wielu rzeczy, skupiam się na sobie i ważnych sprawach, od których uciec nie mogę. A jeśli komukolwiek będzie brakowało mojego towarzystwa to wie, gdzie mnie znaleźć ;)