I tak lubię to zdjęcie.
Bardzo dużo się działo w tym roku... Ogromnie dużo się działo w tym roku...
Styczeń - W noc sylwestrową życzyłam sobie jednej rzeczy. Jednej, jedynej. Żeby choć przez chwilę mieć głębsze uczucia, żeby choć przez chwilę żywić do kogoś uczucia. Potem zaszyłam się w domu, nie wychodziłam przez kilka dni. A niedługo po tym spotkałam RT - Sylwestrowe Marzenie. Styczeń to również zmiana pracy, na lepszą! I te przesiadywanie nocami w kuchni z K, M i czasem R. Całe noce, dużo alkoholu, ogrom śmiechu, było magicznie.
Luty - Luty mi upływał na wdrażaniu się w nową pracę, na intensywnych spotkaniach z nim, na imprezkach (z tego co pamiętam lub nie, bardzo pijanych) i w Gdańsku i w Elblągu. Było zimno, ale moje serce było coraz cieplejsze.
Marzec - Wciąż był on, było kilku innych, miedzy innymi K i M, było nam magicznie momentami, ale popełniałam wiele błędów. Popełnialiśmy wiele błędów. Szalałam, były imprezy, szczególnie pamiętna ta u jego znajomych. Zaczynała być wiosna, na zewnątrz i w sercu.
Kwiecień - Kwiecień plecień, bo przeplatał, wszystko na raz. Miłostki, mniejsze, większe, poważniejsze, śmieszniejsze, matury, nauke, pracę, wyjazdy, imprezy. Było momentami źle, ale...
Maj - I przyszedł maj, który był najpiękniejszy. Od maja zaczęło się robić najpiękniej, najpierw wyjazd do Wrocławia, gdzie było genialnie, tyle nowych, wspaniałych znajomości, tyle szaleństw... Oh, nigdy nie zapomnę tego wyjazdu! A od Wrocławia już tylko z górki, maturki, znowu spotkanka w Elblążku, coraz więcej spotkanek z K-Team, coraz więcej wyjść, picia po nocach i w dnie na plaży, na mojej kochanej plaży, uśmiech, piosenki w uszach, wyjazdy na pogórze, do elblążka znowu, do gdańska, i zawsze wracałam do tej Gdyni. Mojej Gdyni. Mniej więcej wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo kocham Gdynię. To miejsce zamieszkania, morze, K., osiedlowe sklepiki, SKMkę, świętojańską, wszystkich innych wokół, no wszystko! Wtedy powoli kończyłam z R i zaczynałam z M...
Czerwiec - Ciepło. Ciepło. Ciepło. On był z kolei po prostu dobry dla mnie. Bardzo dobry. I całe weekendy zajęte, festiwale! Puby! Plaże! Grile! Wspaniali ludzie! I koniec czerwca, najlepsza impreza pożegnalna Gdyni i mieszkanka EVER. I kolejne dni żegnania się, które uświadomiły mi jak dużo zyskałam przez te 10 miesięcy w Gdyni. Jak wielu zyskałam...
Lipiec - 21 dni teoretycznie w Elblągu. W rzeczywitości 4 noce przespane w rodzinnym domu. Działo się dosłownie wszystko, ale i tak najwspanialszy był woodstock... No i koniec z M.
Sierpień - koniec lipca i sierpień spędziłam z K. w Walii. Praca nie była ciężka (aczkolwiek po 5 dniach baterie wysiadały), cieższe były moje relacje z A. Z tego wyjazdu najmilej wspominam wyjazd do Cardiff.
Wrzesień - Chwila u M. w Londynie, potem Olsztyn i... całkowicie głupia i nieprzemyślana do końca decyzja - biorę szczeniaka. Upadałam coraz niżej, zaraz studia, a nikt mnie w Gdańsku nie chce wynająć z dwoma psami. Biłam się z myślami.
Październik - Znalazłam mieszkanie, studia zaczęły się od razu całkiem na serio, ja z dwoma psami, w nowym-starym mieście, nie mogłam przywyknąć do tego wszystkiego.
Listopad - Przywykanie zaczęło mi wychodzić coraz bardziej, ale wciaż momentami za słabo. Zaczęłam coraz bardziej tolerować ludzi ze studiów, z tygodnia na tydzień intensywniej, pierwsze wypady na piwo i inne pierwsze razy.
Grudzień - Pół grudnia był w porządku, kilka popijaw, wyjść do kina, do teatru, duuużo morza, przywiązywanie się do K, kolejne pół, aż do dziś mineło bardzo szybko, milion zaliczeń w szkulce, trochę wyjść, wyjazdy, Elbląg, no i Olsztyn.
Nie jestem w stanie w takim poście streścić wszystkiego co się działo, wiele rzeczy trzeba pominać, ale mniej-wiecej rozrachunek moge wstawić. Jednym słowem spełniło się moje marzenie, ale jako na jego niedoprecyzowanie, skonczylo sie.
Zaraz nowy rok, a ja czuję się całkiem dobrze. Cieszą mnie moje studia. Moje psy. Te kilka moich,moich osób. Muszę się tego trzymać. Będę się tego trzymać.
Cholernie.