Gdzież duma ma i honor, gdzie resztki godności? Chyba zgubiłem je gdzieś tam, w swojej przeszłości gdzie dojrzałości nie zaznałem zdążywszy już zgożknieć. Ot mój byt nad wyraz nie jest prosty.
A teraz kolejna porcja mych dziatek, coby Wam przybliżyć mój mały zaświatek.
Pogranicze
Chciałbym Ci powiedzieć jak bardzo się męczę,
i jak bardzo zaraza dręczy me serce.
Jak kaszle krwią i dławie się łzami
Ze wspólny nasz świat jest już za nami
Każdy dzień wbija mnie w ziemie Jak młot
wbija gwoździe w stary, popsuty płot
Kamienie rzucone, nic dziś już nie ma
Moje uczucia opuszczą planetę
Ziemia, lekką mi będzie, ogrzeje swą troską
okryje ramieniem i nasyci bliskością,
ciało pogrzebie - będzie mi w niej dobrze
jak w twoich ramionach, jak w niebie.
Chłopiec
Przyjaciele znów znikają, jak światło nieuchwytni
NIgdy nie pojmę dlaczego są tak bardzo sprytni
I widząc gdy coś tonie i się wali
chowają swoje dłonie, sami tacy mali
Gdy noc nadchodzi i trwoży serce czarne
Próbuję zasnąć, Lecz strach nie daje
Często zwycięża i męczy mnie do rana
Boli zupełnie jak otwarta świeżo rana
Miłość nie załatwia wcale wszystkiego
Raczej miażdży, nędznika naiwnego
Co sądzi, że wybawi go ona od złego
Nic wszakże bardzej nie jest mylnego
Bo miłość nie leczy, jest prędzej jak klątwa
Co dręczy człowieka nim w katuszach nie skona
Nie liczy się z niczym, o nic nie zapyta
Niszczy wszystko gdy już w sidła Cię schwyta
Czasem, dla farsy, pokaże twarz drugą
Uśmiechniętą, spokojną, obłudną
zaleje Cię kłamstwem, niczym mgła
zasnówa twój umysł zmoczony wódą
Dnia pewnego może coś się zmieni
Czerń odpuści, nie będzie czerwieni
Zostanie jasny, bezchmurny poranek
Może zaśpiewa takżę kanarek
Warto w to wierzyć mój drogi samotniku
Byś nie skończył gdzieś w śmietniku
Lub pod ziemią, gdzieś w zimnej wodzie
Tudzież zamarznięty na jakimś mrozie