Niedziela.Ostatni dzień odpoczynku...I to jest najsmutniejsze...Nic mi sie oczywiscie nie chcialo zrobic na uczelnie przez te wspaniale 3 dni,ale co tam...Kolejne sytuacje sklaniaja do przemyslen,ciaglych i nieustannych...Gdzie sie znalezlismy i w jakim celu?Co dalej bedzie?Czy da sie jeszcze byc ze soba tak po prostu,cieszyc sie obecnoscia tej drugiej polowki?W oczach lzy,a w myslach wspomnienia tych dni,gdy nie moglismy bez siebie zyc,krew pulsowala mocniej,gdy tylko siedzielismy obok siebie,swiat byl nam przyjazny,ludzie i otoczenie bylo takie kolorowe...Dzis znowu robi sie szaro,bez sensu...Wszystko jest bez sensu...Widok Wielkiego Wozu juz tylko przypomina te czasy,gdy byl jak zaczarowane zaklecie,ktore codzien wypowiadalismy wzajemnie siedzac na lawce w parku....Ciagle gonie,szukam tej harmonii,ktora byla kiedys....Tesknie.Za Toba.Choc jeste ciagle blisko.Czy na pewno?Oddalamy sie coraz bardziej.Kocham Cie.Dobranoc.