No nawet nie było tak źle. I przy okazji wycieczka krajoznawcza: rondo Mogilskie (ciekawy pomysł: wykopali dziurę w środku miasta), okolice sądów (tonę ulotek dostałam: porady prawne i takie tam, prawdziwe zagłębie, jak ktoś pali w piecu, to powinien codziennie tam spacerek uskutecznić), ul. Kordylewskiego z jakimś dziwnym budynkiem, co myślałam najpierw że kościół, ale teraz sądzę, że to klasztor chyba jakiś... a w necie piszą, że siostry Służebniczki Starowiejskie... to ci ciekawostka...
Przybywam, zasięgam informacji u dyżuranta i wspinam się na pierwsze piętro, by zlokalizować kolejkę. Nawet taka nieduża. Zajmuję pozycję i czekam na pojawienie się następnej Osoby, żeby udać się do kasy w celu uiszczenia opłaty 30 zł. Następna Osoba owszem, pojawia się błyskawicznie, ale zanim zdążyłam otworzyć dziób, rzuca:
- Pani ostatnia? To ja sobie tu na boku wypełnię formularz. Będę za Panią.
No dobra, poczekam, zdążymy przecież.
Trochę trwało to wypełnianie, no ale trzeba z namaszczeniem podchodzić do spraw urzędowych. Osoba pojawia się wreszcie i zajmuje miejsce za mną. No. Teraz ja.
- Ja będę tu przed Panią, tylko pójdę do kasy.
OK.
Wracam z kasy, odszukuję w dłuższej już kolejce Osobę, uśmiecham się do niej i ustawiam obok. Osoba zaczyna się niespokojnie wiercić, widać, że coś ją gryzie, w końcu interpeluje kobietę przede mną:
- Ja stoję za Panią, prawda?
A to ziuta jedna! Wysiudać mnie chce z kolejki!
Na szczęście kobieta przed mną jest przytomna i uświadamia jej, że jestem jeszcze JA pomiędzy nimi. Osoba wpuszcza mnie, aczkolwiek z niesmakiem.
Osoba jest dosyć charakterystyczna. Duża. Ma tyrolski kapelusik na czubku łba, wytapirzonego do jeszcze większych rozmiarów. Kudły są czarne jak smoła. Ust - korale. Na reszcie Osoby - szeroki płaszcz w typie namiot. No dobrze, niech będzie, że peleryna. Ogólnie chyba z Bawarii pochodzi. Uznałam ją za przyciężkawą umysłowo (skoro nie kojarzy, że ja tu stoję)... do czasu... do czasu, gdy znalazłyśmy się w jednym pokoju składać papiery. Wtedy dopiero paniusia się zrobiła elokwentna. A to, a sio, a owo, a czy europejski wzór (ke?). Dopiero wówczas do mnie dotarło, że to naprawdę miał być sposób na wyrolowanie mnie z kolejki, a nie żadna ociężałość umysłowa :) zawsze to by była jedna mniej...
A kryminału przeczytałam tylko 43 strony!
Odbiór dowodu mam 28 grudnia, z poślizgiem 2-3 tygodnie. Stary mogę zatrzymać (to jedyny DOWÓD na to, że moja córka to moja córka).
Nawiasem mówiąc, domagali się ode mnie dat ślubów i rozwodów! Też mi pomysł! Ślub co prawda był w dowodzie starym wpisany, więc psoko, ale rozwód to już nie :) urzędniczka znalazła to sobie w komputerze, to ja zapisałam tę datę w kalendarzyku, jak by co.
Na biurku urzędniczki była przyklejona karteczka NIE DAJĘ, NIE BIORĘ ŁAPÓWEK. A na biurku koleżanki obok już nie. Wyraźny jest rozdział kompetencji w urzędach.
Taka to i była historia.
Nie taki urząd straszny, jak sam się maluje - oto lwi pysk sprzed wejścia do Urzędu Miasta przy pl. Wszystkich Świętych.
Wygląda na to, że dziś ograniczę się jeno do opowieści kolejkowej.
Sprawdźmy jednak, jak tam z wczorajszymi zagadkami. Na pytanie o zniszczenie rurmusu odpowiedziała CELUJĄCO Omeggi - coś mi mówi, że albo ma te Dawne dziedzińce i podwórka Krakowa albo jest coś na ten temat w Encyklopedii Krakowa (nie chce mi się iść sprawdzić). Hucianka zawziecie próbowała ustalić lokalizację starej rzeźni - no już dobrze, dobrze, nie będę się dłużej droczyć - na Kotłowem przecie! Na Kotłowem. Tu, gdzie Straż Pożarna, tak Huciance bliska - te okolice :)
Natomiast nie wiedzieliście, gdzie to podwóreczko piękne wczorajsze. I nic dziwnego, bo ono dostępne nie jest. Można tam zerknąć tylko przy okazji - okazją mianowicie jest, gdy księża schodząc się na obiad otwieraja bramę :) jest to Kanonicza 3 - własność kościelna. No.
A teraz już naprawdę idę. Termometr mi się zepsuł - pokazuje minus 10 stopni. Przecież to NIEMOŻLIWE!
Zagadka jedna, bom leniwa:
JAKI TYP DWORU REPREZENTOWAŁ PIERWOTNIE PAŁAC WIELOPOLSKICH CZYLI DZISIEJSZY URZĄD MIASTA?