No to mam ten nowy CZARNY komputer. Dobra, zajrzałam mu do środka i mam tam 220 GB wolnego miejsca, co w porównaniu z domem jest... hehe, bez porównań, proszę. No ale. Jest tam też jakiś Office 2007. Takiego durnoctwa dawno nie widziałam. Pełno łobrazecków. Otwieram plik w wordzie, a tam nie ma ZAPISZ JAKO. Sekretara, bardzo po swojemu, orzekła:
- Głupia jesteś. Jak dasz ZAPISZ, to przecież otwiera Ci się okno z miejscem na nazwę i możesz sobie wtedy zapisać na nowo.
Trudno z czymś takim polemizować. Skoro nie zauważyła, że tak się dzieje tylko wtedy, gdy otwiera NOWY plik... Teraz już wiem, dlaczego ciężko u niej znaleźć stare. Ona wszystko nadpisuje.
Wracając do kompa. W bonusie dostałam czarną klawiaturę z takimi gadżetami, jak przycisk do błyskawicznego otwierania Outlooka i takimi tam... natomiast jakoś nie zauważyłam nowego monitora, a przecież rzuciłby mi się w oczy, nieprawdaż? Że mam snopowiązałkę w charakterze drukarki - to mi już nie przeszkadza, to przecież na zdrowie nie szkodzi, ale ten kombajn przed oczami z jego szkodliwym promieniowaniem??? Chamy jedne, oszczędzają 600 zł na moich oczach???
A teraz jest wtorecek, prawie koniec tygodnia... jeszcze tylko trzeba znieść dwa niemieckie o świcie i będzie znów weekend :)
W nawiązaniu do wałkowanego ostatnio Wesela postanowiłam przybliżyć Szanownemu Państwu początki życia teatralnego w Krakowie.
Cóż było zaczątkiem? Oto, prąpaństwa, wystawienie w katedrze wawelskiej najstarszego dramatu liturgicznego Visitatio Sepulchri w okresie wielkanocnym. Być może oglądał je już Bolesław Wstydliwy.
Proszę uprzejmie o PRZYBLIŻENIE TYTUŁU W JĘZYKU POLSKIM.
Rzecz rozgrywała się w kościele, konwent braci śpiewał responsorium, kantor i żacy z chóru uzupełniali obsadę. Podstawową dekorację stanowiła płyta zasłaniająca wejście do krypty kościelnej. Podniesiona, stawała się kamieniem w cudowny sposób odwalonym z grobu. Tekst był dobrze znany słuchaczom i stanowił swego rodzaju uzupełnienie nabożeństwa.
Widowiska te sankcjonował Kościół, który poza tym jednak do widowisk teatralnych i występów publicznych miał stosunek bardzo nieufny. Rozróżniano wprawdzie widowiska, w których brali udział ludzie godni i duchowieństwo, od występów komediantów zawodowych, ale i wśród nich istniały wyraźne różnice.
Dzielono ich na tych, którzy "mówią nieprzystojne słowa i przyczyniają się do pomnożenia przywar i złośliwości panów" albo włóczą się po karczmach; tym należy odmawiać Ciała Pańskiego.
Inni, przebywający na dworach królów lub książąt oraz zacnych obywateli i służący im do pokrzepienia umysłu i rozpogodzenia czoła - nie powinni być w żaden sposób szykanowani, a pracę ich należało opłacać. Był to, oczywiście, pewien kompromis w sprawie podejrzanej i niepewnej. Władze kościelne niechętnie patrzyły na kleryków i żaków, którzy "niemal codziennie biorą udział w przedstawieniach lekkomyślnych i ryzykownych."
Podobnie fakt śpiewania w kościele pieśni teatralnych raczej niż chóralnych wydawał się rzeczą zdrożną. Wszelki kontakt z ludźmi marginesu społecznego jest mocno niepożądany zarówno dla czynników duchownych jak i świeckich. Wszyscy komedianci, błazny, wesołkowie, wędrowni "rymarze" są przy różnych okazjach rugowani z miasta, a zawsze możliwie ograniczani w wykonywaniu swego rzemiosła.
Źródło: Antonina Jelicz - Życie codzienne w średniowiecznym Krakowie, PIW 1966
Pomyślcie, jak się to ma do obecnego piszczenia na widok pacana "grającego" w serialu...
A teraz sobie ładnie odpowiemy na pytanie, JAKIEŻ TO "SZTUKI" GRYWANE BYŁY W KOŚCIOŁACH FRANCISZKAŃSKICH?
A krakusy mogą się pokusić o zlokalizowanie cieni na zdjęciu - ma to coś wspólnego z teatrem, oj ma...
PS. Tuptusia85 odpowiedziała na dwa pytania, Nadjamfotos dorzuciła garść informacji, wyjaśniona została przez Omeggi kwestia dawnego umiejscowienia karczmy Singera (której już po prostu NIE MA), a Papafaraon sam odpowiedział na własne pytanie, gdzie jest grób Racheli czyli Rejczel :) Kenkartę załatwił Zdzisław Mrożewski, aktor (nawiasem mówiąc).