Wzięłam się na sposób i Dwaj Panowie z Korbą zostali zamówieni telefonicznie. Na świt o ósmej. O bordello, jakiego narobili, nie ma co opowiadać - zwykła to rzecz przy fachowcach, nieprawdaż, w dodatku, gdy działa się jednocześnie na trzech frontach: w WC, łazience i kuchni. Kolejny ręcznik z wyprawy poszedł na ścierkę. Młodzi to nie wiedzą, ale ZA MOICH CZASÓW matka szykowała córce wyprawę. Nie chodziło o wycieczkę w Dolomity, ale głównie o bieliznę pościelową i ręczniki, towar w PRL-u dość deficytowy. Inteligencja pracująca w biurze dostawała co jakiś czas ręczniki na wyposażenie i oczywiście te cudnej piękności produkty Frotexu przynosiła do domu. Moja Mum gromadziła je skrzętnie dla dzieci, jak pójdą na swoje. No, jak szłam na swoje, to się przydały, bo sytuacja ciągle jeszcze była taka sobie, ale potem to już nie stały na wysokości zadania i nadszedł czas nabycia wyrobów bardziej luksusowych (pod kolor łazienki albo co). Niemniej jednak te "posagowe" - niektóre nigdy nie użyte - zalegają w głębi bieliźniarki, a wychodzą na światło dzienne jedynie przy okazji potopu w domu czy takich tam.
Nawiasem mówiąc Dwaj Panowie z Korbą chcieli mnie wycyckać, oświadczając, że trzeba wymienić głowicę zaworu wody, bo ani drgnie... na moją sugestię, że może niewłaściwą korbką gdzieś tam po omacku w pionie kręcą, okazało się, iż istotnie zawór wody jest wyżej... i doskonale działa :) tu więc zaoszczędziłam, ale wtedy wynaleźli, że syfon pod umywalką jest w proszku i poprosili o PIENIĄŻEK, żeby jechać po nowy do sklepu.
Proszę Szanownych Państwa, dziś ostatni raz gościmy w Cygar-Fabryce przy ul. Dolnych Młynów 10 i z tej okazji zapoznamy się z opowieścią Jana Rogoża dotyczącą strajku w fabryce.
Bunt w cygarfabryce
W lipcu 1896 roku sławne stały się wszystkie panie z cygarfabryki nie tylko w mieście, ale w całej Galicji, a to za sprawą strajkowej awantury, jednej z pierwszych na tak dużą skalę, a na pewno pierwszej z udziałem li tylko przedstawicielek płci pięknej.
Otóż krakowska rządowa fabryka cygar i papierosów postanowiła sprowadzić, używane już w innych fabrykach rządowych w Austrii, maszyny do wyrobu najlichszego gatunku papierosów, zwanych drama, sprzedawanych po cencie za sztukę. Maszyna taka wyrabiała około 100 000 sztuk papierosów na dzień roboczy. Pierwsze maszyny sprowadzono do fabryki krakowskiej wraz z monterem i instruktorem Niemcem, nieznającym języka polskiego, w połowie lipca. Próbny rozruch miał miejsce 30 lipca.
"Kiedy jedną z maszyn puszczono w ruch - czytamy na łamach "Czasu" - robotnice zajęte przy maszynie pod pozorem, iż nie mogą się porozumieć z Niemcem maszynistą, odstąpiły od zajęć i zajęły nieprzychylną postawę wobec zarządu fabryki". Ich śladem poszły następne. "Nieprzychylna postawa wobec zarządu" przejawiła się w wybiciu okien w hali, w której umieszczono maszynę i usiłowaniu jej uszkodzenia. "Zarząd wszakże, przewidując dalsze wybuchy niezadowolenia, poustawiał wewnątrz izby deski ochronne około maszyny i okien tak, iż w rezultacie wyrządzona przez robotnice szkoda była nieznaczną". Przezorność zarządu była usprawiedliwiona, bo wartość jednej takiej maszyny wynosiła około 30 000 złotych reńskich. Spanikowana tym aktem demolki dyrekcja fabryki zażądała telefonicznie pomocy policji. Niebawem przybył też komisarz wraz z patrolem i rozpoczęło się przesłuchiwanie wzburzonych robotnic, które porzuciwszy stanowiska pracy, wiecowały na podwórzu fabryki. Ich delegatki oświadczyły, iż żądają usunięcia maszyn, bo grożą im pozbawieniem zarobku. Zarząd wypierał się takich intencji, tłumacząc, iż na razie nie ma mowy o wydalaniu już zatrudnionych robotnic; mogą one bowiem być przeniesione do innych zajęć, a głównie do wyrobu cygar, "którego w krótkim czasie się nauczą i skutkiem tego nie tylko nie poniosą uszczerbku w dotychczasowym zarobku, a mogą nawet wyższy uzyskać".
Reporterom krakowskiej prasy ciekawym powodu awantury wyjaśniono, iż papierosy drama - do których wyrobu zainstalowane zostały owe maszyny - krakowska fabryka sprowadza, w ilości co najmniej 4 milionów sztuk na miesiąc, z Hamburga, gdzie stale za pomocą podobnych maszyn są wyrabiane. Modernizacja parku maszynowego nie miała bynajmniej na celu umniejszenie zarobku robotnic krakowskich, lecz wyłącznie interes samej fabryki krakowskiej, polegający na oszczędzeniu kosztów transportu. Każda zresztą z tych maszyn do obsługi potrzebowała co najmniej 20 wprawnych robotnic.
Część robotnic zadowoliła się tymi wyjaśnieniami, większość jednak pozostała nieufna i nie ustąpiła z podwórza fabrycznego, toteż zarząd z obawy kolejnych ekscesów zażądał stałej obstawy policji; nadto telegraficznie zawiadomił o zajściu zwierzchność w Wiedniu. Uzyskano zapewnienie, iż nazajutrz przybędzie ze stolicy monarchii delegat centrali ck monopolu "dla rozpatrzenia się w sytuacji i poczynienia dalszych zarządzeń".
Istotnie, 31 lipca na Dolnych Młynów pojawił się radca skarbowy pan Musil, z głównego zarządu monopolu tytoniowego, "celem zbadania życzeń robotnic i wydania stanowczych zarządzeń". Stanowczość ta objawiła się w postaci ultimatum: jeśli większość robotnic upierać się będzie przy żądaniu demontażu maszyn, rząd gotów jest wstrzymać całkiem produkcję fabryki krakowskiej i zwolnić personel; zdaniem dyrekcji wiedeńskiej sprowadzone maszyny są bowiem niezbędne "i wcale nie pozbawiają rąk ludzkich zarobku w tej mierze, jak to sobie wystawiają podmawiane najmłodsze i najmniej doświadczone z robotnic".
Grożba najwidoczniej poskutkowała, bo komitet strajkowy zmienił front, zapewniając dyrekcję, iż główną przyczyną zajść nie była obawa utraty pracy, a nieprzyzwoite zachowanie montera maszyn, Niemca, który nie umiejąc po polsku, zirytowany na robotnice, że go nie rozumieją, "w niewłaściwy sposób objawiał swoje niezadowolenie. Nie maszyny niszczyć, lecz tego Niemca poskromić chciały robotnice fabryczne i dlatego rzucały w niego kamieniami, którymi stłukły przy okazji szyby w izbie, gdzie był ów Niemiec".
"Czas", przekazując czytelnikom ową relację z negocjacji radcy Musila z dziewczętami z cygarfabryki, dorzuca swój komentarz: "Jeżeli informacja ta jest słuszną i prawdziwą, dziwić się należy zarządowi fabryki, iż dopuścił do bezpośredniego zetknięcia się owego Niemca z robotnicami, które jego komendy nie rozumiały, bo po niemiecku nie umieją. Należało, aby był ktoś dokładnie tłumaczył żądania montera na polską mowę. Przede wszystkim szkoda, iż Niemiec zachowywał się niewłaściwie. A pan delegat z Wiednia przybyły ku uśmierzeniu sprawy, także nic po polsku nie rozumie".
Należy domniemywać, że jednak korzystał z pomocy tłumacza i ostatecznie chyba się dogadał z rozjuszonymi krakowiankami, bo już w następnych wydaniach krakowskich gazet do sprawy strajku nie wracano.
Nic też nie wiadomo, by w krakowskich trafikach zabrakło machorki. A dziewczęta z Czarnej Wsi przeszły do historii jako pierwsze Polski, które pod Wawelem zwycięsko utemperowały arogancję obcego kapitału.
Źródło: Jan Rogóż - "Na krakowskim ck bruku" Radamsa 2008
Następnym razem zawitamy na Dębniki, gdzie mieszkał pewien zakochany w jednej z pracownic Redaktor.
Odpowiedzi na pytania udzielili: Surima, Nadjamfotos, Bomba61 i Deodatokrk z Pischingerem. Co do największego zakładu przejętego przez obcy kapitał w naszych czasach - to oczywiście Huta, dawna Lenina, potem Sendzimira, obecnie ArcelorMittal.
Nowe zagadki antycypują temat redaktorsko-dębnicko-teatralny:
Nazwisko Redaktora już znamy - Konstanty Krumłowski.
A CZY ZNAMY KTÓRYŚ Z JEGO LICZNYCH PSEUDONIMÓW?
CZY ZNAMY JEGO LITERACKIE KONEKSJE RODZINNE?
CZY WIEMY, JAKIE SOBIE PRZYBRAŁ NAZWISKO SCENICZNE W TRAKCIE EPIZODU AKTORSKIEGO?
GDZIE GRYWANO WODEWILE KRUMŁOWSKIEGO?
JAKA ZNANA POSTAĆ MŁODEJ POLSKI, PRZYBYŁA ŚWIEŻO DO KRAKOWA, ZAPOZNAWAŁA SIĘ Z MIASTEM WŁAŚNIE OGLĄDAJĄC "KRÓLOWĄ PRZEDMIEŚCIA"?