Do kina wczoraj poszłam. W ostatniej chwili, właściwie zjawiłam się dwie czy trzy minuty po godzinie rozpoczęcia, więc spotkała mnie miła niespodzianka, gdy wchodząc w pośpiechu zobaczyłam uchylone drzwi z zapalonym światłem w środku. Pan zapytał, czy na film.
- To rozliczymy się później.
Hm. Jakby czytał mi w myślach, bo tak właśnie planowałam: wpaść, rzucić, że zapłacę po filmie i na salę.
Weszłam więc do kina - no tak. Nikogo poza mną nie było. Usiadłam, światło dalej nie gasło, to Pan z Kasetką postanowił jednak załatwić sprawę od razu. Karnety tam można kupić, za 30 zł i za 50. Miałam całą stówkę, więc pomyślałam, że łatwiej będzie wydać, jak wezmę ten droższy karnet. Taaa, wydał pan bez problemu, tylko datę ważności karnetu wpisał na koniec listopada. Znaczy się OSIEM RAZY mam tam iść w ciągu dwóch miesięcy. Ciekawe, czy będzie NA CO. Jeszcze ciekawsze jest, czy będzie GDZIE. Bo gdy wychodziłam z kina, na następny seans nie czekał nikt. Jak tak dalej będzie, pójdą z torbami.
A na fabryce, cóż. Mamy w kuchni szafkę, gdzie kładzie się pocztę do wysyłki. Derechcja położyła tam Paczuszkę. Paczuszka jest sześcianem o boku 20 cm, opakowanym w prezentowy papier i obwiązanym żółtymi wstążeczkami - na czubku chwieje się imponująca kokarda. Derechcja poprosiła kolegę, żeby przy najbliższej wysyłce to też poszło. Kolega ze zdumieniem obejrzał dzieło ze wszystkich stron. Wówczas Derechcja zorientowała się, że czegoś brak.
- Aaa. Adres potem dam.
Pewnie na bileciku wizytowym.
Macie jakieś pomysły co do sposobu wysłania Paczuszki? Przykleić adresik i tak zanieść? Kolega będzie wdzięczny za sugestie :)
Sugestii co do poprzednich zagadek było sporo (o sposobach zaradzenia bólowi kłów nie wspomnę). Wczesnym świtem na PB czuwał Vollyy i on zgarnął sporo pytań, ale zostawił jeszcze miejsce dla Deodatokrk, Jitki, Nadjamfotos, Ebe4 i Półprzewodnika, a Ultramarina (pod którym to nickiem ukryła się sama autorka Przewodnika :)) dodała piękny opis stancji w kamieniczce obok, gdzie mieszkali do spółki Zbyszek Cybulski i Bogusz Bilewski w okresie studiów w szkole teatralnej. A Wy? Mieszkaliście kiedyś na stancji?
Natomiast nikt nie wiedział (bo - ha ha - Przewodnika nie miał), gdzie mieściła się księgarnia Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik, w której pracował Kornel Filipowicz w czasie wojny. Otóż był to lokal w kamienicy przy Łobzowskiej 6, gdzie dziś mieści się antykwariat "Galicja". Kierownikiem był wówczas Witold Zechenter.
O tych czasach i o tym miejscu opowiemy sobie - oczywiście - kiedy indziej, a dziś ponownie otwieramy Przewodnik literacki po Krakowie i województwie małopolskim autorstwa Ewy Zamorskiej-Przyłuskiej (WAM 2010) i kontynuujemy spacer po ulicy Dolnych Młynów.
Po drugiej stronie ulicy (ul. Dolnych Młynów 10) znajdowała się fabryka papierosów wybudowana za czasów austriackich, która funkcjonowała jeszcze na przełomie XX i XXI wieku jako zakłady tytoniowe Philip Morris (wkrótce wybudowane tu zostaną budynki mieszkalne).
Pisze dalej Kornel Filipowicz:
Okolica była też przyjemna, ruchliwa: pobliska wytwórnia papierosów, zwana przez krakowian "cygarfabryką", rozsiewała wokół duszny aromat tytoniu i co tydzień, w sobotę, ożywiała okoliczne szynki i sklepiki. W dzień wypłaty, na długo przed otwarciem szerokiej, warownej, podobnej do wrót więzienia bramy fabryki, wystawały już na chodnikach matki z dziećmi, prostytutki, wierzyciele i handlarze sznurowadeł, lusterek i prezerwatyw, sklepikarze i dziewczęta pragnące pójść do kina, a potem na spacer - wszyscy czekali, aż syrena oznajmi koniec pracy, a z bramy zaczną wychodzić ludzie z pieniędzmi w kieszeniach.
C.K. Fabryka Tytoniu (Kaiserliche Koenigliche Tabakfabrik) na początku XX w. był to największy zakład produkcyjny w Krakowie, zatrudniający około tysiąca osób, w tym ok. 900 kobiet i dziewcząt.
Zakład uruchomiono w 1871 roku za prezydentury Józefa Dietla, w ramach jego ambitnego programu ożywienia przemysłu i przełamania gospodarczej stagnacji Krakowa. W staraniach o uruchomienie rządowych zakładów tytoniowych rajcy krakowscy posługiwali się m.in. argumentem związanym z planowaną rozbudową Twierdzy Kraków, w której stacjonować miało docelowo 12 tysięcy żołnierzy i oficerów. Żołnierzom w służbie zasadniczej wojsko zapewniało stały przydział tytoniu, wojakom zawodowym i wyższym szarżom sprzedawano go po preferencyjnych cenach. Był to więc wcale pokaźny rynek zbytu machorki, co w pełni uzasadniało lokalizację fabryki na terenie miasta.
W mizernie uprzemysłowionym Krakowie był to przez lata największy zakład pracy, zatrudniający głównie kobiety i dziewczęta, dla których oferta pracy w owym czasie była nad wyraz skromna. Były to najkraśniejsze dziewczęta z podkrakowskich wsi, przekazujące - wedle tradycji - zawód z matki na córkę.
Na początku Cygar-Fabryka zlokalizowana była w tzw. młynach królewskich, dopiero w 1880 roku podjęto decyzję o budowie w pobliżu nowego budynku fabrycznego. Wszystko w fabryce było zorganizowane wedle szczegółowych przepisów obowiązujących w Cesarsko-Królewskim Monopolu Tytoniowym, kierownaym przez zarząd, na czele którego stał sam cesarz.
Specjaliści i dyrektorzy wdziewali obowiązkowo mundury, mieli też prawo do noszenia szabli. Wedle wytycznych cesarza tytoń musiał fermentować co najmniej 2 lata, zanim go zużyto do produkcji.
W pierwszych latach niepodległości fabryka krakowska była JEDYNYM W KRAJU czynnym zakładem państwowym tej branży. Dyrektor fabryki dr Karol Seelinger został mianowany dyrektorem Polskiego Monopolu Tytoniowego, który początkowo obejmował tylko byłą Galicję. Monopol ten został wprowadzony w 1922 roku, ale dopiero dwa lata później zlikwidowano wszystkie prywatne fabryki. Przed II wojną światową na Dolnych Młynów zmniejszyła się ilość pracowników do ok. 750, ponieważ w 1938 roku podjęto produkcję w zakładzie fermentacji tytoniu w Czyżynach pod Krakowem, gdzie znalazło zatrudnienie ponad 500 osób.
Cygar-Fabryka produkowała cygara, papierosy, tytonie przeróżne i prymkę.
A CO TO PRYMKA?
W pierwszych latach prawie wszystkie czynności produkcyjne, za wyjątkiem mechanicznego krajania tytoniu, wykonywano ręcznie. Do produkcji papierosów używano tzw. maszynek z kilkuosobową obsadą. Dziewczyny obsługujące maszynki wykonywały określone czynności (były to nakładaczki, zwijaczki, zasuwaczki, wypycharki, obcinarki, pakowaczki). Każdy zespół układał papierosy obcinane na jednakową długość w ramkach zwanych hordami - a było ich ok. 5 tysięcy dziennie. Przed II wojną produkcja fabryki wynosiła ponad miliard papierosów i milion kg tytoniu rocznie.
Surowiec początkowo był importowany. Od 1928 roku, kiedy to w podkrakowskiej wsi Mianocice dwóch chłopów poczęło uprawiać machorkę i czerpać z tego niebagatelne zyski, lawinowo poczęły rosnąć liczby plantatorów i pól tytoniowych. Przed II wojną było już ponad 5 tys. plantatorów.
Źródła:
1. Jan Rogóż - Na krakowskim ck bruku, Radamsa Kraków 2008
2. Ryszard Kotewicz - Z dziejów przemysłu Krakowa w latach 1918-1939, WL Kraków 1981
3. Artykuł z ECHA KRAKOWA z 2001 r. zatytułowany Z dziejów tabaczanych
No to teraz pytanka:
JAK ZWANO NAJSŁYNNIEJSZĄ PRACOWNICĘ CYGAR-FABRYKI? A JAKIE BYŁO JEJ PRAWDZIWE NAZWISKO?
KTO OPISAŁ JEJ LOSY? GDZIE MIEŚCI SIĘ TABLICA UPAMIĘTNIAJĄCA POSTAĆ AUTORA?
JAKA INSTYTUCJA DLA POŻYTKU KOBIET POWSTAŁA PRZY FABRYCE?
JAKIE "AMERYKAŃSKIE" PAPIEROSY PRODUKOWANO TU PO WOJNIE?
DO KIEDY FUNKCJONOWAŁY ZAKŁADY PRZY DOLNYCH MŁYNÓW?
A CO MIAŁO POWSTAĆ NAPRZECIWKO NICH?
PS. Słuchajcie! Postcrossing - to działa! Córunia dostała kartki z Czech i Paryża, a ja z Tajlandii!
PS 2. Okazuje się, że w czasie, gdy pisałam notkę, przyszedł Bomba61 i ostatnią zagadkę też rozszyfrował :)