Masakra, słuchajcie. Sekretara wzięła tydzień urlopu i udała się do Zakopanego. Już we wtorek zadzwoniła, że poprzedniego dnia połamała się na oślej łączce, jest od pasa w górę w gipsie i będzie gdzieś tak z 5 tygodni. Sekretariat musi być obsadzony, ktoś przecież musi odbierać telefony. Jak myślicie, kto to będzie? Ledwo ledwo zaczęłam wyglądać spod tej sterty spraw narosłych podczas mej nieobecności w lutym, a tu BACH, posiedzisz sobie kobito bezczynnie. No bo tak się składa, że niczego z mojego zakresu obowiązków realizować poza swoim biurem nie mogę (pliki w komputerze, segregatory w szafkach). Znów samo się zrobi, wedle mniemania Derechcji. A siedzenie w sekretariacie to jest po prostu koszmar. Nie ma nic gorszego niż bezczynność, powiadam Wam. W czwartek od liczenia minut pozostałych do 16.00 takiego dostałam globusa, że sponiewierał mnie jak rzadko. Już leżąc w łóżku w domu myślałam sobie, że gdyby tak jakiś pożar albo coś, to nawet bym nie wstała. Niech już się raz skończy :)
Na szczęście zakończenie tygodnia było przyjemniejsze, albowiem w Instytucie Francuskim odbyła się premiera nowej książki Lucyny Olejniczak, zatytułowanej "Dagerotyp. Tajemnica Chopina". Powinniście kojarzyć to nazwisko, albowiem szeroko kiedyś się rozpisałam na temat jej poprzedniej powieści. To będzie wobec tego zagadka:
JAKI TYTUŁ NOSIŁA PIERWSZA POWIEŚĆ LUCYNY OLEJNICZAK, TRAKTUJĄCA JAK NAJBARDZIEJ O SPRAWACH KRAKOWSKICH?
Jej bohaterzy tym razem prowadzą akcję śledczą w Paryżu i Szampanii, rekonstruując historię nieznanego (cóż, że wymyślonego) romansu Chopina z młodą francuską malarką. I teraz słuchajcie: nie dość, że spotkanie upłynęło w bardzo miłej, wręcz rodzinnej atmosferze, nie dość, że autorka z niezwykłą swadą i elokwencją (a to po polsku, a to po francusku) opowiadała o powstaniu książki, to jeszcze wydawca wykonał gest w stronę publiczności i odbyło się losowanie kilkunastu egzemplarzy powieści. A wiadomo, że jak ktoś nie ma szczęścia w miłości, to... książkę wylosuje :) e tam, wystarczyło przyjrzeć się uważnie losom, nakreślony grubym czerwonym mazakiem krzyżyk prześwitywał przez cienki papier :))) i tak Wasza Przewodniczka wróciła do domu z pachnącą jeszcze farbą drukarską nowiutką książką zaopatrzoną w dedykację, a jakże. I to nawet po kolacji, bo do winka były pyszne kanapeczki :) A Dagerotyp w czytaniu :)
W tak pięknych okolicznościach przyrody nie wypada już o trumnie opowiadać. Przejdźmy więc do innego dzieła Ludwika Wojtyczki.
Na zdjęciu Dom Profesorów UJ, ul. Łokietka 1
Przyznam się, że nie miałam pojęcia, co to jest, gdy wiosną zeszłego roku spacerując ulicą Łokietka zobaczyłam ten budynek. Bardzo mi się spodobał i na drugi dzień w pracy wszczęłam na jego temat rozmowę. Wtedy Kolega Artystyczny przypomniał sobie, że tam mieszkała jego znajoma i że to jest Dom Profesorów UJ. Z dalszą pomocą przyszedł mi spis Zabytki architektury i budownictwa w Polsce - Kraków, który ulicami podaje daty powstania i twórców poszczególnych budynków. Onże objawił mi, że projektantem willi był Wojtyczko właśnie. Teraz wystarczyło zaopatrzyć się w monografię Michała Wiśniewskiego "Ludwik Wojtyczko. Krakowski architekt i konserwator zabytków pierwszej połowy XIX wieku", żebywiedzieć wszystko (lub prawie).
Nie od początku był to dom profesorów. Otóż w 1923 roku Związek Spółdzielni Jajczarskich "Jajo" (tak tak, nie żartuję) zamówił u architekta Wiktora Miarczyńskiego projekt nowej siedziby. Miała ona powstać obok zrealizowanego już wcześniej trzypiętrowego jajozbiornika na działce u zbiegu ulic Łokietka i Friedleina. Jajozbiornik, słowo daję! Jak o tym przeczytałam, pojechałam jeszcze raz, szukać tego jajozbiornika i zlokalizowałam budynek, którym może był tym jajozbiornikiem, pokażę go :)
W każdym razie w 1925 roku spółdzielnia "Jajo" sprzedała nie ukończony jeszcze biurowiec Uniwersytetowi Jagiellońskiemu. Senat uczelni zakupił go, zamierzając ulokować w nim wysokostandardowe mieszkania profesorów. Zadanie dokończenia prac budowlanych i adaptacji budynku do nowej funkcji powierzono Ludwikowi Wojtyczce.
Ciąg dalszy nastąpi, a teraz zagadki. Poprzednim razem błyskawicznie się z nimi rozprawiliście (widać za łatwe były), to teraz coś trudniejszego, z życiorysu Wojtyczki.
GDZIE MIESZKAŁ MAŁY LUDWIK Z RODZINĄ?
W JAKIEJ SZKOLE POBIERAŁ NAUKI?
U JAKICH ZNANYCH KRAKOWSKICH ARCHITEKTÓW ODBYWAŁ PRAKTYKĘ ZAWODOWĄ?
Z JAKIM ARCHITEKTEM WSPÓŁPRACOWAŁ WOJTYCZKO PRZY PROJEKTACH WYKONYWANYCH DLA UJ?
JAK NAZYWAŁA SIĘ FIRMA BUDOWLANA PROWADZONA PRZEZ WOJTYCZKĘ ZE WSPÓLNIKAMI?
Jako człowiek dobrze sytuowany, w latach 30-tych Wojtyczko wszedł w posiadanie dwóch kamienic w ścisłym centrum Krakowa. KTÓRE TO BYŁY?
PS. Na poprzednie pytania odpowiedzieli: Chodor, Ata0904, Przewodnik i Elenuke.