Ha ha ha. Wychodzimy sobie z Córunią z domu po podjęciu decyzji, że OBIADU NIE BĘDZIE, BO W KOŃCU SĄ ŚWIĘTA, TAK? To jedziemy po buty na zimę (nigdy nie wiadomo, może jednak będzie w tym roku). En passant kupimy tylko chleb. Jasne, en passant. Luknięcie do piekarni przez drzwi wystarczyło. Piekarnia owszem, czynna, tyle że na półkach takie jakby wielkie NIC. A przecież dopiero dochodziło południe. Naprawdę, ten kraj jest ciągle nienormalny. Znaczy że co? Że nie przewidzieli, że ludzie będą kupować pieczywo na cztery dni, zatem cztery razy tyle? Czy też nie mają mocy przerobowych? I co to oznacza w perspektywie NASZEGO zaopatrzenia w chleb? Mamy sobie kupić kilkanaście pudełek macy?
Wsiadłyśmy w tramwaj, Córunia kompletnie wyluzowana, a nieszczęsna matka czyli ja z obłędem w oku wypatrująca mijanych piekarni. Wszędzie pustki, na ile można to ocenić z jadącego tramwaju. Oczami wyobraźni widziałam już siebie drałującą po południu do TESCO czy innego GEANTA, o matko jedyna!
I co? I Kefirek kochany nas uratował! Niezawodny Kefirek! (Uwaga! To jest niepłatna reklama!)
Przychodzimy, a tam nasza weka krojona czeka, niewzruszona, całkiem odwrotnie niż my.Całkiem spokojnie mogłyśmy się udać po zakupy świąteczne pod choinkę czyli po OBUW. I nawet kupiłyśmy! Wczoraj był dobry dzień dla dwóch sklepów przy Karmelickiej, wiecie. Pustki takie, pies z kulawą nogą tam nie zaglądał, a jednak na próżno nie siedział ten znudzony gość z gazetą. Nawet Córunia zauważyła, że będzie miał wesołe święta...
No a skoro kupiłyśmy coś na nasze chamskie giry, trzeba było pomyśleć o duchu. - Nie cierpię antykwariatów - powiedziała Córunia, gdy wkroczyłyśmy machając siatami do narożnego lokalu przy ul. Szpitalnej..
Żmiję sobie wyhodowałam na własnej piersi! Krótki wykład o zagłębiu antykwarskim przed wojną na Szpitalnej raczej jej nie wzruszył, ale trzy książki owszem, tak. W tym jedną sama przeczytam, bo nosi tytuł Antykwariusz ha! I ma wątki detektywistyczne! Akurat coś dla miłośniczki Pana Samochodzika! (o sobie mówię, żeby nie było nieporozumień... ona nie chce czytać Pana Samochodzika, mówi, że to nudziarstwa! nie zna się i tyle!)
Toteż dziś możecie podziwiać (ha ha ha) stare, nieostre zresztą zdjęcie z ukochanego Massolitu przy Felicjanek, ale mowa będzie o ulicy Szpitalnej.
Otóż w drugiej połowie XIX wieku i pierwszej XX w. koloryt ulicy Szpitalnej nadawały głównie żydowskie antykwariaty. Pamiętajmy, że Kraków był kolebką drukarstwa i księgarstwa w Polsce. Tutaj również narodził się handel starą zabytkową książką, rycinami, mapami i innymi drukami.
Pierwsze wzmianki o handlu starą książką pojawiają się już w XVII wieku.W 1618 roku ukazało się dzieło Zwierciadło Korony Polskiej Miczyńskiego, w którym znajduje się informacja o nieznanym księgarzu żydowskim, posiadającym księgarnię w kamienicy Morongoniego. Obok nowych wydawnicyw sprzedawał on też księgi używane, dając tym samym początek handlowi antykwarycznemu.
W tymże roku Zygmunt III Waza zakazał mu prowadzenia sprzedaży, ponieważ przyczyniała się ona do powstawania antyżydowskich tumultów.
Bardziej zorganizowane formy przyjął handel antykwaryczny pod koniec XVIII wieku, natomiast prawne regulacje przyniósł patent Franciszka II z 1806 roku, zakazujący handlu obnośnego książkami. Zezwalał on na handel w dwóch miejscach: w pobliżu Kamienicy Hetmańskiej i w podwórzu Szarej Kamienicy. Czyli w Rynku.
Usunięci z Rynku Żydzi (co stało się w 1836) przenieśli swoje kramy w okolice kościoła św. Krzyża, a następnie do pomieszczeń przy ul. Szpitalnej.
Do protoplastów krajowskich antykwariuszy należeli w XVII wieku Giermański, w XVIII Stachowicz i Grebel. Świetne tradycje podtrzymywali Taffetowie, Frommerowie, Iglowie, Himmelblauowie, Munnichowie - rody, które na stałę wpisały się w historię miasta.
O niektórych z nich opowiem jutro :)
Bo święta - a książki dla mnie to nieustające święto :)
Wracając do Szpitalnej - ponieważ tam skupiła się w ostatnich dwóch wiekach działalność antykwarska - do dziś funkcjonuje wśród miłośników książki nazwa szpitalka - określa ona antykwariaty tam się znajdujące.
Jednak najbardziej znany po wojnie antykwariat prowadzony był przy ul. Sławkowskiej. I tu dzisiejsza zagadka dla małych detektywów: JAK NAZYWAŁ SIĘ JEGO WŁAŚCICIEL, ZWANY NESTOREM ANTYKWARIUSZY POLSKICH?
Trzeba dodać, że praktycznie znakomitą większość obecnych antykwariatów prowadzą jego uczniowie. Oraz, że miałam przyjemność go znać :)
A pytanie dla krakusów brzmi:CO DZIŚ ZNAJDUJE SIĘ W MIEJSCU TEGO ANTYKWARIATU?
Aj aj.
Oderwać się od tych pierogów i szukać!
PS. Joujou i Kamasikaja wiedziały, że zegar słoneczny u Wizytek, na Krowoderskiej. A schody na zewnątrz Starego Teatru nikogo nie poruszyły - trudno - przy okazji Was jeszcze nimi pomęczę :)