Wychodzi na to, że lato minęło (prawie, dziś tak pięknie było przecież), a ja sobie bimbam, ostatni raz byłam tu w czerwcu. Za mną jednak ciężkie przejścia - ludzie kochani, zrobiłam w wakacje remont. Łazienki i WC. Co to znaczy, wie tylko ten, kto zdobył się na to samo. Mniejsza o kasę, mniejsza o to, że wyszło dwa razy więcej niż było liczone na początku :) ale ta demolka w domu!
Współczułam przy okazji sąsiadom (jak zaczęto skuwać stare flizy ze ścian i ryć dziury pod nowe rury) - sama wyprowadziłam się precz na ten czas - ale teraz, wnioskuję z dość kwaśnej miny dwóch sąsiadek, które przyszły na wizję lokalną już PO, chyba mi zazdroszczą :) Ja sama prawie sobie zazdroszczę, tak mam teraz wygodnie, jasno, pachnąco, że najchętniej bym stamtąd nie wychodziła. Pierwsza konkluzja po wysprzątaniu: teraz trzeba malować resztę mieszkania... Ale nie nie nie, nieprędko się znów zdobędę na taki bałagan w domu. Albowiem pooklejałam wszystko co się dało folią malarską... przyczepiwszy ją do ścian i mebli szarą taśmą klejącą, wiecie, taką szeroką, co się nią paczki okleja. Nooooooooo... to był gruby błąd... taśma się pięknie wżarła w podłoże i mam teraz bardzo oryginalny wystrój mieszkania w postaci beżowych placków na ścianach :)
Tak, przydałby się jakiś malarz... no i proszę, mamy tu jednego artystę na zdjęciu.
KTO TO JEST, każdy widzi.
To może mi powiecie na rozgrzewkę, GDZIE TO JEST?
Wróćmy do młodych lat tego brodacza.
Ojciec naszego dzisiejszego bohatera, skromny nauczyciel muzyki, nieraz snuł opowieści o rzekomo szlacheckich korzeniach swej rodziny, o tym, jak to jego z kolei ojciec przegrał w karty rodowe włości... Jak było naprawdę? Skąd pochodził, kim był?
W domu panowała surowa atmosfera, ojciec nie pozwalał swym licznym dzieciom nawet chorować i nikt nie zauważył, że nasz malec w trakcie zabawy... no właśnie, JAKIŻ MU SIĘ PRZYDARZYŁ WYPADEK?
Matka zmarła, gdy był zaledwie 7-letnim brzdącem, licznym rodzeństwem zajęła się jej bezdzietna siostra. Dwa lata później chłopiec rozpoczął szkolną edukację - GDZIE TO BYŁO? Szło mu tam fatalnie zarówno jeśli chodzi o wyniki w nauce jak i o stosunki z kolegami. W końcu starsi bracia zabrali go stamtąd, udało mu się zdać egzamin do gimnazjum św. Anny, ale dalej postępy w nauce były słabiutkie. Za to z upodobaniem bawił się w odprawianie mszy św. :) W międzyczasie ujawniły się jego zdolności artystyczne, ale ojciec patrzał na nie krzywym okiem. Raczej miał nadzieję, że zostanie organistą. W końcu jednak zgodził się na naukę artystycznego fachu - GDZIEŻ TO ZOSTAŁ PRZYJĘTY NASZ 13-LATEK?
Ciekawam, czy ktoś wie, na podstawie jakiej (charakterystycznej dla ówczesnych czasów!) pracy :)
PS. Dom z placu Lasoty rozpoznali: Papafaraon, Irena65 i Bajjer.