Nic tylko się pociąć. Czeka ten Rak Nieborak, czeka od wielu miesięcy, bo dawno sprawdziłam, kiedy ta historia się wydarzyła - a gdy nadszedł Ten dzień - przeoczyłam :( bo mi się ulewało a' propos oświetlenia [i]Cracovii[/i]...
Ale nic to, udawajmy, że jest właśnie 3 października, bo nie będę z tym czekać następny cały rok!
Więc dziś STRASZNA HISTORIA ZAMORDOWANIA STARUSZKI!
Przechodząc [b]ulicą Szpitalną[/b], warto się zatrzymać przed numerem 7. Znajduje się tam kamienica zwana [b]Pod Rakiem[/b]. I rzeczywiście nad bramą domu widnieje wykuty w kamieniu okazały rak, kiedyś stanowiący średniowieczne godło domu.
Sama kamienica pochodzi z przełomu XV i XVI wieku, ale w wieku XIX nadbudowano 3 i 4 piętro i nadano budynkowi obecną fasadę.
W połowie XIX wieku na dole kamienicy mieścił się szynk. Nad tym szynkiem mieszkała 83-letnia staruszka, [b]Agnieszka z Grotów Żychowiczowa[/b].
Po swoim bracie, proboszczu w Bejściu, odziedziczyła znaczny majątek, składający się z gotówki i papierów publicznych. Po jej śmierci znaleziono obligacje i listy zastawne, za które można było śmiało kupić kamienicę czy dobra ziemskie.
Do kamienicy Pod Rakiem przeniosła się w 1863 roku, odnajmując umeblowany pokój od [b]Korytowskich[/b]. Jednakże Korytowscy nie mogli znieść różnych jej dziwactw i wymówili sublokatorce mieszkanie.
Staruszka była osobą bardzo skąpą, a za to pobożną. Co rano przed świtem biegła do kościoła na mszę, ale rychło wracała do swego pokoju, w którym spędzała całe dnie, rzadko go opuszczając. Z powodu skąpstwa odłożyła nawet termin przeprowadzki od Korytowskich na inne mieszkanie, ponieważ żal jej było zostawić... nie dojedzoną gęsinę.
[b]Noc z 2 na 3 października 1867 roku[/b] była spokojna. Przechodzący przez ul. Szpitalną stróże nocni i policjanci pełniący służbę nie zauważyli niczego podejrzanego. Jedynie stróż Jakub Trela zwrócił uwagę, że okno w pokoju Żychowiczowej, o północy zamknięte, około godz. 1:30 było otwarte.
Długo przed świtem, gdzieś około godz. 3:00, do kuchni w mieszkaniu Krytowskich wbiegł ich syn [b]Mieczysław[/b] i zbudził dwie służące, podejrzewając, że w pokoju Żychowiczowej prawdopodobnie są złodzieje. Wszyscy troje, przez salon, w którym spał Mieczysław Korytowski, pobiegli do pokoju staruszki i zajrzeli od drzwi. Zobaczyli ją skrwawioną. Cofnęli się i obudzili cały dom.
Najpierw dano znać starszemu synowi Korytowskich, który pełnił funkcję adiunkta sądowego w Krakowie i mieszkał niedaleko, na ul. Św. Tomasza. Niedługo potem zawiadomiono policję i około 7 rano była już na miejscu cała komisja sądowa wraz z lekarzami, którzy stwierdzili, że Agnieszka Żychowiczowa nie żyje.
Zamordowana leżała w łóżku, przykryta pierzyną, na której były liczne plamy krwi, i to zarówno od spodu jak i z wierzchu, co dowodziło, że sprawca po zamordowaniu ofiary pierzynę przewracał. W ręku zmarłej znaleziono kilka włosów, które zachowano do badań.
Nazajutrz wykonano sekcję zwłok. Stwierdzono, że śmierć nastąpiła przez uduszenie, a została przyspieszona przez dwa uderzenia w głowę, zadane tępym narzędziem, które spowodowały pęknięcie kości czaszki i wylew krwi do mózgu.
Narzędziem, którym posłużył sie sprawca, był prawdopodobnie młotek średniej wielkości.
Biegli byli zdania, że sprawca stał po stronie wezgłowia łóżka, plecami zwrócony ku oknu i dławił ofiarę prawą ręką. Ofiara spała, a uchwycona za gardło i uderzona młotkiem w lewą skroń obudziła się, odruchowo obróciła głowę i wówczas została uderzona drugi raz, już śmiertelnie, w prawą skroń.
Śmierć musiała nastąpić bardzo prędko, cała scena zamordowania trwała nie dłużej niż minutę... Pokój był splądrowany.
Pogrzeb Agnieszki Żychowiczowej odbył się w niedzielę po południu i zgromadził wiele osób. Wypadek wywołał wielkie poruszenie. Do redakcji [i]Czasu[/i] zaczęły napływać liczne zapytania.
Społeczeństwo Krakowa było mocno zaniepokojone trą zbrodnią, popełnioną w dodatku w mieszkaniu szanowanego powszechnie Leona Korytowskiego, herbu Mora. Choć trudno było podejrzewać tak zacny dom - siłą rzeczy śledztwo skierowano na domowników.
Którędy sprawca dostal się do pokoju i jak go opuścił?
Mieszkanie znajdowało się na I piętrze. Z salonu prowadziły drzwi do pokoju zajmowanego przez staruszkę. W salonie na sofie spał Mieczysław Korytowski. W pokoju Żychowiczowej były jeszcze drzwi prowadzące do przedpokoju, ale zamknięte na haczyk od wewnątrz.
Połowa okna była otwarta, ale - by się tamtędy wydostać - potrzebna była drabina. Zauważyliby ją nocni stróże.
[b]TO CO, NA KOGO STAWIACIE?[/b]
Przyjmuję zakłady :)