Zabawy na ten tydzień następujące:
- w czwartek Córunia buntuje się, że ma dosyć 10-krotnych prób zapalenia piecyka przy chęci skorzystania z ciepłej wody. Udaje się złapać gościa, który przyjdzie po południu. Przyszedł, piecyk przeczyścił (po raz pierwszy, a ma już chyba z 10 lat, więc był mocno zanieczyszczony - piecyk oczywiście, nie facet - facet miał z 50 lat), stówa poszła.
- w piątek spółdzielnia wywiesiła ostrzeżenia, żeby nie używać piecyków w ciągu dnia (teraz w te upały) z powodu ryzyka cofki
- w sobotni poranek zameldował się globus. Z tych porządnych, z dyżurną miską przy łóżku (niestety wykorzystywaną). Przewracam się z boku na bok, pojękuję i tak czas upływa.
- około 15.00 Córunia melduje, że w łazience czuć gaz. Ha ha myślę sobie, no, przeczyszczony piecyk, do imentu. Rzeczywiście, śmierdzi gazem. Wzywam pogotowie gazowe. Przyjeżdżają po godzinie, obmacują piecyk jakowymś aparatem, nie jestem w stanie asystować z powodu globusa - nie utrzymuję się w pionie po prostu - ale zauważam, że obudowy nie zdjęli, jako też tej rury prowadzącej do komina spalinowego czy jak to się zwie. Tak tylko naokoło obmacują. Wręczają mi papier i informują, że jest NA PIECYKU nieszczelność, że jakieś 550 czegoś i nie jest to dużo, ale zawór zamykają i mam se zawołać gościa, to może w ramach gwarancji po przedwczorajszej naprawie zrobi.
- gość uproszony telefonicznie i oderwany od talerza przyjeżdża o 18.00. Wchodzi do łazienki i z miejsca stwierdza, że czuć gaz i to jest bardzo dziwne, skoro zawór zakręcony. Po zdjęciu pokrywy i rury i obmacaniu aparatem okazuje się, że piecyk najzupełniej w porządusiu, natomiast co jakiś czas gaz wali z tej rury właśnie. Przypominam, mieszkam na parterze. Nade mną 10 piecyków. A właściwie pięć, bo mi pan wyjaśnił, że są dwa kominy, naprzemiennie. Któryś z tych piecyków jest niepełnosprawny i nie spala gazu w całości. Ten gaz idzie do komina, a ponieważ w upał na górze komina tworzy się taki czop i nie przepuszcza, gaz wraca do dołu i wydostaje się u mnie. Tyle udało mi się zrozumieć z objaśnień otrzymanych w samym rozkwicie globusa.
- rezultat: trzymać okna otwarte na przestrzał, zawór zamknięty tak na wszelki wypadek (otwierać tylko do mycia się), drzwi od łazienki otwarte, siedemdziesiąt wypłacone. W poniedziałek alarmować spółdzielnię, niech posprawdzają piecyki nade mną. I modlić się o chłodek.
- noc z soboty na niedzielę bardzo podła: nawąchiwanie, myślenie o stadach fauny włażących w ciemnościach do domu przez te otwarte okna tudzień hałasy dochodzące z zewnątrz; około 4.00 zażyte likarstwo, o 7.30 pomogło
Drugi dzień brudasa przed nami, bo i tak się boję piecyk włączyć. No ale jutro idę do pracy, umyć się będzie trzeba.
Ach, jak dobrze móc się wyżalić na te przeciwności losu, teraz czekam na Wasze użalenie się nad moim nieszczęsnym losem oraz tragiczne w skutkach przykłady nieszczelności piecyków.
Cóż, wyjścia są dwa: albo to przeżyjemy albo nie.
Zostało mi w domu 50 zł, jak by co.
A teraz pomyślmy raczej o sprawach wyższych (jak to przed śmiercią). O sztuce. O architekturze. O spotkaniach z teatrem młodej Marty Wyki ( z książki "Krakowskie dziecko" Wydawnictwo Literackie 1998).
Przejdźmy od słowa pisanego do sceny, czyli gier i zabaw. Występowałam jako żaba w przedstawieniu Marii Biliżanki w teatrze, który wtedy nazywał się Scalą, a teraz jest Bagatelą. Biliżanka prowadziła w nim "Wesołą Gromadkę". Marna rola zniechęciła mnie do kariery aktorskiej.
Biliżanka miła okrągłą twarz, gładko zaczesane włosy i duże, okrągłe piwne oczy. Wyglądała jak nauczycielka, ale była wymagającym reżyserem i mizeria moich talentów szybko się ujawniła. Skakałam jakoś bez sensu, za nisko zamiast wysoko i wesoło, wołałam kwa-kwa w straszliwym uniesieniu, które ściskało gardło, patrzyłam z dziką zawiścią na główną artystkę, która miała rozpuszczone włosy i powiewną szatę, czyli wszystko, co kobieta w tym wieku posiadać powinna.
Ale byłam od zarania kibicem sztuki - iluzji, sztuki - odgradzającej od życia. W kreacyjnej dziedzinie niewiele było jednak do dyspozycji.
Najbardziej popularnym w dziecięcych sferach przedstawieniem okazują się we wspomnieniach Igrce w gród walą Polewki, czyli, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, śpiewogra. Działo się to w Barbakanie. Przedstawienia odbywały się w ciepłe czerwcowe wieczory. Wnętrze Barbakanu wypełniały szczelnie skrzypiące, drewniane ławki, amfiteatralnie ustawione. Reflektory wydobywały z murów każdą cegiełkę, przez scenę przetaczały się śpiewy, kostiumy, liryczne pozy. Upalny powiew dochodził raz po raz od strony Plant, czasem wiatr przeleciał przez drzewa, obok Bramy Floriańskiej zastukała zapóźniona dorożka, a na niebie zawieszonym nad Barbakanem wschodził księżyc biały i ciepły. Cisza miasta trwała wokół, a my siedzieliśmy w kręgu muzyki i tańca i to było wspaniałe. Barbakan zdawał się pulsować w zmieniających się światłach i dzieci w skupieniu śledziły średniowieczne pląsy. Czasem życie dawało znać o sobie: z Plant dochodziły odgłosy kłótni służących z poborowymi w onucach, bo takie na ogół towarzystwo zasiedlało wówczas wieczorami krakowskie skwery. Ale podmiejski żargon tylko na chwilę mącił obcowanie ze sztuką. Pragnęłam, aby to nigdy się nie skończyło,a po powrocie do domu przystępowałam żwawo do pisania sztuki teatralnej. Straszne jest bowiem prawo mimikry...
Pora na zagadeczki.
KTO DEBIUTOWAŁ JAKO AKTOR W "WESOŁEJ GROMADCE" BILIŻANKI?
GDZIE ZNAJDUJE SIĘ TABLICA PAMIĄTKOWA REŻYSERKI?
O CZYM TRAKTOWAŁO PRZEDSTAWIENIE IGRCE W GRÓD WALĄ?
ILE WIEŻYCZEK MA BARBAKAN?
CZYJĄ CÓRKĄ JEST MARTA WYKA?
GDZIE JEJ OJCIEC MA W KRAKOWIE ULICĘ SWEGO IMIENIA I CO SIĘ PRZY NIEJ MIEŚCI?
KIM BYŁ AUTOR OPISYWANEGO PRZEDSTAWIENIA?
GDZIE MIAŁ SWÓJ POMNIK?
A na poprzednie odpowiedzieli: Slonproszepanapani (wykazawszy się nawet znajomością łaciny), Dormi, Efka, Ascaro i Nadjamdwa.
Dziś składamy życzenia Deodatokrk z okazji jego siątych urodzin! Ale On jest taki cwaniuś i zamknął pod ostatnim zdjęciem komentarze :(