Derechcję zawiadomiłam, że przyjdę do pracy później i udałam się do kliniki. Chwilę się zawahałam, czy zabrać ze sobą Kochanka, ale odkąd Kochanek został wymieniony na większy model, rzadko jeździ ze mną. Pogoda była paskudna, szaro i mglisto, po co mi Kochanek... trudno, został w domu. Miałam tego pożałować, niestety.
W klinice, ledwo podalam kartę do zabiegowego, już mnie wywołali, a nawet bardzo uprzejmie zaproponowali, żeby nie zostawiać kurtki na krześle w korytarzu, bo jeszcze ukradną. Jak mi tam wcześniej krew pobierali, to takich grzeczności nie świadczyli - wniosek: jestem już na pewno umierająca. Mało tego, zamiast wskazać stołek i rzucić SIĘ ROZBIERZE, wskazano mi, że tak powiem, stół operacyjny (no dobra, kozetkę taką) i zasugerowano, żebym rozpięła bluzkę i położyła się na boku. Wypytano mnie o reakcję na znieczulenie, po czym... tradycyjnie zaproszono na oględziny stażystów/studentów. Usiłowałam ukryć cycki rozmiar XXL pod łokciem. Podebatowano na temat GDZIE WŁAŚCIWIE NALEŻY POBRAĆ TEN WYCINEK (cóż, też twierdzę, że to takie nic i można by sobie dać spokój), po czym przystąpiono do OPERACJI.
I tu powiem tak: wszystko zrobiono ZA MOIMI PLECAMI! Nic nie widziałam. Zresztą, w momencie gdy zobaczyłam lekarkę zbliżającą się z obcęgami, zamknęłam oczy. Potem wyszarpała mi zdaje się kawał mięsa... no i było po wszystkim. Zalecono zdjęcie opatrunku jutro - znaczy dziś - w południe (chodzi o hejnał?), umycie się wodą z mydłem i zakładanie przez jakiś czas gazika z plastrem. Naturalnie pan w aptece miał swoją koncepcję i sprzedał mi zwykłe plasterki, twierdząc, że są jak najbardziej wystarczające w tej sytuacji.
No i już na Fabrykę. Na ludzi w tramwaju patrzyłam z miną GDYBYŚCIE WY WIEDZIELI! WŁAŚNIE MI ZROBIONO BIOPSJĘ! WŁAŚNIE UMIERAM! Nikt jednak nie wydawał się mi współczuć. Tyle mówią o tej znieczulicy... i rację mają...
Był wtorek, więc należało po południu iść na wykład do Towarzystwa. Ale jakoś tak mi się nie chciało wczoraj słuchać o pierwotnych funkcjach komnat wawelskich. Co tam, wrócę do domu, poczytam, z Córunią porozmawiam. Z tramwaju kazali wysiąść pod Bagatelą, bo Karmelicka nieprzejezdna. Poszłam popatrzeć, co się stało - a co, miałam czas, raz w życiu mogę postać w tłumie gapiów! No i warto było, bo tramwaj się wykoleił i właśnie przyjechał dźwig stawiać go na tory. Tyle lat żyję, a nigdy takiej operacji nie widziałam. I tu pożałowałam, że zostawiłam Kochanka w domu :( kurka wodna, nie znasz dnia ani godziny!
Résumé - wtorek: dwie operacje; wyniki 2 kwietnia, czego nie ponimaju, bo sama słyszałam, jak do studentów mówili, że badania trwają 6 tygodni. Ale domniemywam, że chodzi o to, że święta potem będą, to ja z bratem przy tej okazji ustalę pewne szczegóły przejęcia opieki nad Córunią ;)
A Wy jesteście spryciuszki i kościół św. Barbary (koło Mariackiego) bez pudła rozpoznaliście. Mam na myśli Jacka75, Efkę, Elegancką.
To tym razem z innej beczki:
CO TO JEST?
GDZIE TO JEST?
CO TAM BYŁO KIEDYŚ, A CO JEST DZISIAJ?
Ech, te głupie samochody! No wyjątkowo mi tu nie grają!