No i tak. Założyli mi obce plastry na plecy, kazali się nie myć i przyjść dwa razy na odczyty.
Pierwszy raz był w środę - piękny dzień, mroźnawo, ale cudowne słońce - toteż wiadomość, że brak reakcji na testy - ergo: następna w kolejce biopsja - ergo: mam raka - nie wywołała wstrząsu. Bardzo szybko, spacerując sobie nad Wisłą, pogodziłam się ze śmiercią. No co, w końcu swoje już przeżyłam, a że wszystkich książek przeczytać nie zdążę to i tak było wiadomo. Parę tysięcy w tę czy w tamtą - wsio rawno. Nie na darmo przeczytałam Koniec jest moim początkiem, okazuje się.
Zgodnie z kobiecą logiką podjechałam do pobliskiej Hurtowni Taniej Książki i kupiłam dwie kolejne. A co tam, jeszcze zdążę, na pewno parę miesięcy życia mi zostało. Trochę się zmartwiłam rowerem, że niby kiedy pojeżdżę, no ale jak to kiedy - na wiosnę! Przecież tak od razu nie umrę, nie? Jeszcze na pewno lato przede mną. Jeszcze sobie pospaceruję po Krakowie.
No i tu właśnie trzeba podjąć decyzję. Opracowałam trzy plany.
Plan A zakłada, że pracuję do końca (dokąd się będzie dało). Plusy: wpływa kasa i codziennie muszę wstać i jakoś funkcjonować. Minusy: ostatnie chwile życia mam marnować na przekładanie papierków na biurku, gdy za oknem słońce i można się przejść na ulicę Smolki?
Toteż plan B mówi, żeby się postarać o długoterminowe zwolnienie lekarskie, coby je ZUS uznał i nie tylko nie kazał mi pracować i płacić, ale sam przejął mnie na utrzymanie. A ja wtedy... nie, nie jadę w ostatnią podróż życia. Po prostu żyję sobie, przyglądam się roślinkom. Kolega Artystyczny mówi, że psychiatra da takie zwolnienie (na depresję chorobową). Trzeba tylko nałgać.
Plan C jest najbardziej pesymistyczny, bo zakłada, że żadnego zwolnienia i kasy z ZUS nie dostanę. Rzucam wtedy robotę i żyję z oszczędności. Tych na czarną godzinę. Minus: miałam je Córuni zostawić.
Planu D na razie nie wymyśliłam.
W piątek poszłam do drugiego odczytu. Dalej zero reakcji i Pan Dochtór od razu kurcgalopkiem skierował mnie do zabiegowego na tę biopsję. Ja: halo! tak od razu, bez przygotowania? Zapewnił mnie, że ze znieczuleniem. Aliści w zabiegowym po przestudiowaniu karty orzeczono, że nie można pobierać wycinka w tym samym dniu, kiedy był drugi odczyt testów i wyznaczono mi termin na wtorek. No i teraz trochę się martwię, że we wtorek będzie ziazi. Tylko tym, bo że umrę to już wiem, tym się nie przejmuję, powtarzam.
Mówię w pracy, że muszę jeszcze zdecydować, gdzie zostać pochowana. Artystyczny już wie: na Rakowicach. Pytam, czy w Alei Zasłużonych? Nie o to chodziło: skoro rak, to na Rakowicach. Ogólnie rzecz biorąc lekce sobie ważą moją bliską śmierć.
Jacek75 i Ascaro odpowiedzieli na pytania sprzed tygodnia, a Efka wiedziała nawet o termometrze.
Dziś zostawiam Wam zagadkę zdjęciową i... idę na rower, a co!
Ciekawam, czy ktoś rozpozna obiekt na zdjęciu!
Wzór na funkcjonowanie świata:
http://www.youtube.com/watch?v=gVnb3XXw9Hg&feature=related