Jest poniedziałek. Przylatuje Psiapsióła z Daleka, sadowimy się w autobusie i tu słyszę:
- Bo martwię się o kota, rodzice będą do niego jeździli raz dziennie, ale to mało, więc postanowiłam wrócić wcześniej i kupiłam bilet na piątek.
Eee, chyba żart, wyrzuciła w błoto ten, który wcześniej kupiła na następny poniedziałek? To nie w jej stylu, coś wyrzucić. Ona z tych, co jak się ma zepsuć, to lepiej zjeść (chociaż się nie ma najmniejszej ochoty).
Ale nie, rzeczywiście odlatuje w piątek. OK, ja zadowolona, bo trzy dni mniej, to zawsze zysk, odpocznę sobie w weekend przynajmniej. Wtedy:
- Kupiłam bilet powrotny bez walizki, zostawię ją u Ciebie i odlecę z plecaczkiem podręcznym, a po walizkę wrócę w październiku!
Nosz...
- Ponieważ w pracy dają nam teraz więcej wolnego, bo w grudniu pracujemy codziennie, postanowiłam skorzystać z okazji i przylecieć w październiku na weekend.
Słucham dosłownie zmartwiała.
- Tak w czwartek może przylecę, do poniedziałku.
Jezus Maria.
Pozbyłam się trzech dni w sierpniu, a zyskałam pięć w październiku.
Nie no, święta prawda, daj palec, a całą rękę wezmą.
I nie mówcie, że mogła chociaż zapytać. To nic nie zmienia, przecież nie powiem NIE. Bo głupio. Bo nie jestem asertywna. Bo ona zawsze tak się cieszy, że przyjeżdża.
No ja myślę - ma wakacje za darmo (parędziesiąt euro za samolot)...
Ale to nie koniec.
Dwa dni temu:
- Napisałam Sylwii, że wybieram się z powrotem w październiku. I ona pisze, że też przyjedzie! Ona strasznie lubi podróżować. Teraz się wybiera do Islandii, ale sama myśl, że już ma zaplanowaną następną podróż, do Krakowa, bardzo ją cieszy!
...
Taaaa. Przejdźmy lepiej - dla uspokojenia nerwów - do Domu Pod Globusem, dawnej siedziby Izby Handlowej i Przemysłowej.
Mieliście podać lokalizacje wcześniejszych siedzib Izby, a tu nic. Więc tak.
Izba wynajmowała kolejne lokale: w domu Arcybractwa Miłosierdzia i Banku Pobożnego - czyli przy ul. Siennej 5, w kamienicy Pod Wiewiórką - przy ul. Floriańskiej 15, potem w domu księcia Stanisława Jabłonowskiego - przy ul. Wiślnej 7, a w 1899 roku przeniosła się do budynku wynajętego od poczty głównej czyli na Wielopolu.
Na pozostałe pytania odpowiedzi udzielili Proban i Jitka.
Skończyliśmy na prezesie Baranowskim, ale nie będę kolejnych prezesur omawiać, wszak trzeba coś sobie zostawić na przyszłość
Teraz skoczymy prosto do roku 1903, kiedy to dojrzała myśl o wzniesieniu dla Izby własnej siedziby, zwłaszcza że w związku z rozwojem usług pocztowych dotychczas wynajmowany lokal na I piętrze Poczty Głównej został przeniesiony na II piętro - tu już panom kupcom i przemysłowcom nie chciało się chyba wdrapywać, więc uchwalili, że "tylko we własnym gmachu będzie mogła Izba znaleźć pomieszczenie odpowiadające potrzebom i znaczeniu tej instytucji".
Natychmiast powołano subkomitet (znamy na pewno jednego jej członka - Władysława Anczyca), który przeanalizował różne lokalizacje i uznał "za najodpowiedniejszy plac budowlany na rogu Basztowej i Długiej, składający się z realności tzw. Łysakowskich oraz znajdującej się przed tą realnością małej parceli, będącej własnością miasta". Plusem było sąsiedztwo Rynku (parę minut drogi ulicą Sławkowską), sąsiedztwo Towarzystwa Ubezpieczeń i Wzajemnego Kredytu, nowego Starostwa oraz miejsca, gdzie miał stanąć przyszły ratusz.
Pytanka:
KIM BYŁ WŁADYSŁAW ANCZYC? ***
GDZIE MIEŚCIŁO SIĘ TOWARZYSTWO UBEZPIECZEŃ I WZAJEMNEGO KREDYTU I CO ZNAJDUJE SIĘ TAM DZISIAJ?
GDZIE POWSTAŁ BUDYNEK STAROSTWA?
GDZIE MIAŁ POWSTAĆ NOWY RATUSZ?
Zaś plusem chyba największym był fakt, że trzeba było wykupić tylko realność Łysakowskich (był tam niewielki murowany dom), natomiast reszta parceli była własnością miasta, które zadeklarowało jej bezpłatne przekazanie.
Działka miała kształt trapezu i leżała przy linii tramwajowej. Subkomitet przygotował "Program Budowy" i zwrócił się do dwóch znanych architektów krakowskich: Jana Zawiejskiego i Tadeusza Stryjeńskiego, z propozycją opracowania projektów koncepcyjnych gmachu.
Zawiejski wytłumaczył się brakiem czasu, zaś Stryjeński zlecenie przyjął i opracował plan dwupiętrowego budynku, gdzie Izba miała zajmować tylko pierwsze piętro, a parter i drugie piętro miały być wynajmowane. Gmach obejmował również wielką salę posiedzeń z galerią dla słuchaczy. W wieży umieszczono mieszkanie dla woźnego. Realność Łysakowskich nabyto za 76 tys. koron i w lipcu 1904 roku rozpoczęto budowę. Plany realizacyjne opracował Stryjeński we współpracy z młodym, zdolnym architektem Franciszkiem Mączyńskim.
No to szybka powtórka:
JAKIE REALIZACJE POZOSTAWILI PO SOBIE W KRAKOWIE OBAJ ARCHITEKCI?
Roboty ślusarskie powierzono znanej krakowskiej firmie wyrobów metalowych Józefa Goreckiego.
Miała ona wykonać balustrady schodów, konsole, żelazne drzwi główne i inne detale.
Odrębnym zagadnieniem był dekoracyjny żaglowiec na fasadzie - widoczny na zdjęciu powyżej. Przyjęto ofertę Jana Butelskiego, który oferował wzniesienie własnym kosztem rusztowania w celu osadzenia dekoracji.
W 1905 roku omawiano sprawę zegara wieżowego. Ofertę złożył krakowski zegarmistrz Sulikowski. Izba zgadzała się, by zegar miał oszkolone i podświetlone tarcze, ale tylko w wypadku iluminacji na koszt miasta, w przeciwnym razie tarcze miały być zwyczajne. Sprawa szybko się wyjaśniła, gdy prezydent miasta zadeklarował oświetlenie z funduszy miejskich codziennie do godziny wpół do dwunastej w nocy.
KTO BYŁ WÓWCZAS PREZYDENTEM?
Skupmy się teraz na symbolicznym okręcie płynącym pod wzdętymi żaglami z monogramem Izby, przedstawionym na fasadzie gmachu (od strony ul. Długiej). Oto dzięki Izbie otwierają się przed krakowskim i galicyjskim handlem kontakty z szerokim światem. Okręt Izby Handlowej jest gotów wypłynąć na morza i oceany całej kuli ziemskiej.
Ciekawie piszą Purchla i Beiersdorf:
Okręt żaglowy był jednym z najbardziej popularnych tematów ikonograficznych malarstwa i grafiki XIX wieku. Stał się również symbolem handlu o wysokim standardzie. Druga połowa XIX stulecia entuzjazmowała się rejsami żaglowców - słynnych kliprów herbacianych, specjalizujących się w przewozie herbaty z Indii i Chin do Anglii. Żaglowce skutecznie rywalizowały z ówczesnymi parowcami pod względem szybkości przewozu oraz pod względem jakości przewożonego towaru. Herbata transportowana pod żaglami miała jakoby nabierać dodatkowego aromatu od słonego powietrza morskiego. Było to wykluczone na brudnym, zadymionym i zaolejonym parowcu. Z uwagi na swe zalety klipry woziły oprócz herbaty owoce cytrusowe i inne łatwo psujące się towary.
Żaglowiec krakowskiej Izby Handlowej i Przemysłowej oraz globus na wieży jej siedziny symbolizują światowy zasięg kontaktów handlowych Krakowa.
GDZIE JESZCZE W KRAKOWIE MOŻNA PODZIWIAĆ ŻAGLOWCE?
Źródło:
1. Zbigniew Beiersdorf, Jacek Purchla - Dom Pod Globusem, Wydawnictwo Literackie 1988
2. Aniela Kiełbicka - Izba Przemysłowo-Handlowa w Krakowie 1850-1950, TMHiZK 2003
===============================================================================
*** Jak słusznie zauważyła Nadjamfotos, Władysław Anczyc nie mógł uczestniczyć w pracach komisji, zszedłszy z tego świata prawie 20 lat wcześniej. Być może chodzi o syna, Wacława Anczyca. Przejął on drukarnię po ojcu i jako przemysłowiec mógł być członkiem Izby.