Proszpaństwa, diagnoza była prosta: posterydowe zapalenie skóry. Po podpisaniu przeze mnie tony papiórów w rodzaju OK na każde kuku, jakie mi zrobicie, Pan Dochtór zadał mi kluczowe pytanie:
- Czy zgodzi się Pani na zrobienie zdjęcia?
Ale że co, rentgen twarzy czy co, na Boga.
- Zdjęcia do dokumentacji.
Yhm. Zasadniczo unikam robienia sobie zdjęć w stanie normalnym, a co dopiero w TAKIM. No ale niechta, czego się nie robi dla nauki. Pan Dochtór podniósł słuchawkę i wezwał drugą Panią Dochtór ze szpitala, coby przyszła z aparatem, mówiąc:
- STAN DRAMATYCZNY.
He he.
Miałam całą sesję, bo i plecy też (gdy wreszcie wyszłam z gabinetu, usłyszałam kąśliwe CHYBA TAM PANIĄ NA DZIESIĄTĄ STRONĘ WYBADALI). Teraz już mam portfolio, jak by co. Właściwie to najbardziej byłam zainteresowana aparatem, bo też Canon, ale musiałam zamknąć oczy. To się studenci napatrzą :)
Dostałam tonę kremów, maści i emulsji do mycia twarzy... mianowicie mam nie używać wody.
Trochę mi się to dziwne wydało, jak to tak, wstać i nawet śpiochów pod kranem nie pościągać z oczu... ale wacikiem też daje radę, okazuje się. Nie wyjaśniłam, czy to do końca życia - trochę się boję zadawać pytania zbyt wybiegające w przyszłość... zwłaszcza, że różne niespodzianki człowiekowi tam fundują. Otóż nagle słyszę, jak Pan Dochtór mówi do pielęgniarki, że dużo różnych badań krwi.
ŻE KE???
To ja przez iks lat mam nieważną legitymację przewodnicką, bo trzeba by było dać se w żyłę.. wkłuć... a tu TAKIE COŚ???
Uprzedziłam lojalnie, że lubię sobie fiknąć przy tej okazji, ale nie miałam tej satysfakcji. No za prędko poszło. Odwróciłam głowę w drugą stronę i zaczęłam właśnie myśleć, że jest KIEDY INDZIEJ I GDZIE INDZIEJ, ale zanim wykombinowałam gdzie, już było po wszystkim. Za to siniaka mam do dziś.
To było w poniedziałek, po 2 dniach mogłam już chodzić bez sohnenbryli!!!, a w piątek miałam wizytę kontrolną. Tym razem w obecności stażystek, które chwilę wcześniej asystowały przy jakiejś, za przeproszeniem, dermoskopii, i Pan Dochtór je instruował o złotej zasadzie WHEN YOU DOUBT - CUT IT UP czy cóś takiego. Rzeźniki jedne!
Do mojej historii choroby wpisał: poprawa DRAMATYCZNA. Zastanawiam się, czy to u mnie wszystko musi być dramatyczne, czy u niego.
No ale słyszeliśmy, że leczenie ma być długie i trudne, więc teraz dostałam na 3 tygodnie antybiotyk. Nie chcę nic mówić, ale samo osłonowe do niego kosztuje 30 zł. Fakt, było też na początku zdanie:
- Trzeba będzie trochę zainwestować.
Mam nadzieję, że nie dojdzie do tego, że w sklepach będą puszki NA LECZENIE PPK. Przecież nie kupuję już filmów i książek, prawda?
... prawda... częściowo... no bo na allegro było parę cracovianów... to naprawdę nie moja wina!
A teraz czekają mnie doroczne porządki w obejściu, bo w poniedziałek przylatuje Psiapsióła z Daleka. Człowiek zawsze się poczuwa do reprezentacji Ojczyzny, więc nawet okna myje. Natomiast po raz pierwszy nie mam gotowego programu pobytu. Co przybyło od zeszłego sierpnia? No, MOCAK przybył, ale tam podobno nie ma nic do oglądania. A, niech se pochodzi po galerii... Krakowskiej...
My tymczasem zajmijmy się losami Izby Handlowej i Przemysłowej.
Jak słusznie zauważył Jacek75, jednym z pionierów przemysłu był Ludwik Zieleniewski. W ciągu kilku lat zdołał on przekształcić niewielki warsztat kowalski w dużą i ciągle rozrastającą się fabrykę maszyn i narzędzi rolniczych. Od początku był związany z Izbą: gdy starał się w 1851 roku o zezwolenie na otwarcie fabryki, Izba wystawiła mu pochlebną opinię, która przyczyniła się do uzyskania koncesji. A w 1864 roku Zieleniewski już jako znany przemysłowiec był wybrany wiceprezesem Izby.
Wcześniej jednak - a po śmierci Wincentego Kirchmayera w 1857 roku - prezesem wybrano jego syna Wincentego Marcina. I tu muszę sięgnąć po mój dysk zewnętrzny, gdzie wśród krakowskich fotografii mam też pofocone różne strony z Polskiego Słownika Biograficznego. Cóż one nam mówią?
Wincenty Marcin Kirchmayer (1820-1893), bankier, właściciel "Czasu". Uczył się w Paryżu, a potem odbywał praktykę w różnych firmach handlowych i bankach w kraju i za granicą, przygotowany był więc bardzo solidnie, toteż został współwłaścicielem firmy jeszcze za życia ojca, a po jego śmierci prowadził ją samodzielnie. Wykazywał wielki zmysł handlowy i umiejętnie angażował posiadane kapitały w korzystne operacje. Zajmował się też działalnością polityczną i obracał w kręgach galicyjskiego ziemiaństwa, w ten sposób stał się jedną z najbardziej wpływowych postaci Krakowa lat 60-tych XIX wieku. Stale przebywał w otoczeniu bogatych przyjaciół, takich jak Adamn Potocki czy Leon i Adam Skorupkowie, i odbywał z nimi podróże po Europie.
Od wczesnych lat związany był z krakowskimi konserwatystami. Już od 1848 roku - czyli od założenia "Czasu" - był członkiem jego komitetu redakcyjnego, zaś w 1855 roku nakłonił członków spółki do sprzedania mu akcji i w ten sposób został jego właścicielem aż do 1870. Na plus trzeba mu zapisać, że pozostawił redakcji pełną swobodę. "Czas" powiększył znacznie swą objętość i upodobnił się do czołowych dzienników zagranicznych. Niedobory finansowe gazety pokrywał Kirchmayer dochodami z własnej drukarni.
Pytanie:
GDZIE MIEŚCIŁA SIĘ TA DRUKARNIA?
Podpowiedź: w tym samym budynku mieściła się też najpierw redakcja "Czasu", dopiero w 1861 przeniosła się do własnego lokalu.
Pytanie drugie, wynikające z podpowiedzi do pytania pierwszego:
GDZIE MIEŚCIŁA SIĘ TA WŁASNA SIEDZIBA "CZASU" I CZY ISTNIEJE DZISIAJ?
Wracając jeszcze do pierwszego pytania: podpowiedź młodopolska - pewien gość nieco później sprzedawał tam instrumenta :)
JAK SIĘ NAZYWAŁ I KOMU OFIAROWAŁ INSTRUMENT JAKO WYRAZ UWIELBIENIA?
I tak wszystko dobrze żarło Kirchmayerowi: kolekcjonował sobie dzieła sztuki (miał na przykład obrazy Breughela, Cranacha i Ruysdaela), sponsorował teatr krakowski, został kawalerem Orderu Franciszka Józefa... aż zdechło, niestety. Wdał się w niekorzystne operacje giełdowe, które doprowadziły go do bankructwa i procesu sądowego, zakończonego wyrokiem skazującym na 2 lata ciężkiego więzienia. Dzięki zabiegom obrońcy, wyrok zamieniono na pół roku aresztu. Krach Kirchmayera był głośny w całej monarchii i odbił się szerokim echem w prasie polskiej.
Załamany Wincenty usunął się całkowicie z życia publicznego i zamieszkał w odosobnieniu u swej młodszej siostry Franciszki w znanym nam pałacyku na Dębnikach, gdzie zmarł nagle na wylew krwi do mózgu w 1893 roku.
Kolejnym prezesem Izby został Teodor Baranowski. Z zawodu był krawcem. Prowadził on od 1849 roku fabrykę oleju przy ul. Wolskiej (dziś Piłsudskiego). W tej fabryce pracowała pierwsza w Krakowie maszyna parowa. Ciekawam bardzo, gdzie dokładnie ta fabryka była - strasznie mi brak jakiejś książki o rozwoju przemysłu w Krakowie. Jest taki Kotewicz, ale to tylko o okresie międzywojennym.
Baranowski był prezesem Izby od 1874 do roku 1896. Za jego kadencji Izba znacznie ożywiła działalność. W międzyczasie rząd austriacki wydał ustawę regulującą organizację takich izb i ich zakres działania.
Izby "roztrząsały życzenia i projekty dotyczące spraw handlu i przemysłu; udzielały władzom swe spostrzeżenia i wnioski, jako też stawiały w tym kierunku samodzielne wnioski z własnej inicjatywy; oceniały projektowane ustawy z dziedziny handlu i przemysłu; wydawały opinie o tworzących się publicznych instytucjach i zakładach, mających na celu rozwój handlu i przemysłu; na żądanie rządu prowadziły obrady o przedniotach orzez rząd jej wskazanych".
A więc nie w kij dmuchał.
Należało też sporządzać wykazy wszystkich firm działających w okręgu, rejestrować marki i wzory dla wyrobów przemysłowych, prowadzić statystykę gospodarczą, pełnić rolę sądów polubownych, przedkładać ministrowi przemysłu sprawozdania o stanie gospodarczym okręgu itp.
Izba wynajmowała kolejne lokale: w domu Arcybractwa Miłosierdzia i Banku Pobożnego, w kamienicy Pod Wiewiórką, potem w domu ks. Stanisława Jabłonowskiego, a w 1899 roku przeniosła się do budynku wynajętego od poczty głównej.
Teraz bardzo proszę PODAĆ MI DOKŁADNE LOKALIZACJE :)
Źródło:
1. Zbigniew Beiersdorf, Jacek Purchla - Dom Pod Globusem, Wydawnictwo Literackie 1988
2. Aniela Kiełbicka - Izba Przemysłowo-Handlowa w Krakowie 1850-1950, TMHiZK 2003
3. Polski Słownik Biograficzny
Odpowiedzi na pytania sprzed tygodnia udzielili: Anmari, Jacek75, Karola27, Nadjamfotos, Jitka i Irena.
DRAMATYCZNIE dużo osób tu weszło we wtorek - chybaście liczyli na szybką relację spod gabinetu :)