Przygotowałam Wam cosik w stylu..wiersza...opowiadania trochę:)
Historia? AUTENTYCZNA :)
Minął rok.
2.01.15 minął rok od diagnozy...
Diagnozy bez wyroku...
Pamiętam to dokładnie...
Jakby działo się to wczoraj...
Lekarza mówią ten guz w Twojej głowie-to nowotwór
A mi uginają się kolana..nie mogę oddychać..
Boję się śmierci..
Lekarz mówi dalej Spokojnie, jest niezłośliwy
a ja myślę I CO Z TEGO?!
Nie wiem jak sobie poradzić...
Wszyscy zawodzą..
Ludzie odsuwają się..
Boją się patrzeć jak niknę w oczach...
Boją się ryzyka& stracenia mnie..
Wiem, że musze walczyć ale nie wiem czy chce..
Nie wiem czy mam siłę
Lekarze znowu mówią Musimy wałczyć z czasem
Myślę sobie Nie dam rady... nie mam siły
Ale wiem gdzieś w środku, że czas wstać na własne nogi
o własnych siłach..
I dźwigać ciężar własnego losu...
Jest ciężki..
Mija rok...
Jestem tu...
Jest inaczej...
Jest przy mnie chłopak.. który mnie wspiera...
Mówi, że będzie dobrze...
Płacze i śmieje się razem ze mną...
Boli.. nadal boli mnie ta bomba w głowie
Ale wiem, że nie ma leków
Nie ma operacji..
Może być tylko tak jak jest...
Albo gorzej.. Martwię się...
Ale staram się każdego dnia walczyć o siebie..
Nie zwalniam, żyje na sto procent
Wiem, że to ma jakiś sens...
Zaraz jadę do szpitala..
Czekają mnie znowu badania i wyniki...
i diagnoza..
Czy jest lepiej?
jak będzie wyglądało moje życie?
Czy ta bomba tyka głośniej? Czy na chwilę chociaż zamilkła?