To jest Mój Świat. Zamknięty. W którym siedzę samotnie i czekam. Z jednymi, lekko uchylonymi drzwiami. Czemu boisz się tam wejść? Czemu ja boję się uchylić je bardziej. Panuje tu wieczna ciemość, mrok. Ostrożnie wybieram osoby, które zaproszę tam w gościnę. Mimo wszystko Mój Świat czeka na zastrzyk energii. Małą żaróweczkę, którą powiesiłbym u góry. Tak, by oświetlała wszystkie najciemniejsze kąty. Mógłbym siedzieć i wpatrywać się w nią całymi godzinami, aż bym zupełnie oślepł. I ci wszyscy ludzie, którzy przechodzą obok są śmieszni. Mógłbym się z nich śmiać cały czas. Ale byłby to śmiech pełen zawiści, pełen niezrozumiałych, nienazwanych emocji. I tkwię tam, wychylając lekko głowę przez tą szparę, kontaktującą Mój Świat z Zewnętrzną Stroną. Położę się wygodnie, na zimnej, pustej próżni. Bo posadzki tam nie ma. Nie ma nawet klepiska. Nic. Absolutne zero. Położę się i spadnę w dół. W przepaść tak głęboką... To jest Pustka, przepełniająca moje ciało, umysł, duszę. Od opuszków palców prawej dłoni, do brzydkich końcówek włosów. Pustka, o głębokości prawie 11 km, niczym Rów Mariański. Na samym dnie panuje świetna cisza. Brak światła słonecznego powoduje, iż moje oczy łzawią. Nikt nie wie, co kryje się w tych głębinach. Jakie straszliwe organizmy mógł wytworzyć mój mózg. Tam jest strasznie. Miejsca idealne dla wiecznego spoczynku. Bez szmerów, szumu wiatru, huku miasta, turbin ludzkich strun głosowych.
Wiecie, ciekawiło mnie od zawsze ile czasu leci się z trzeciego piętra. Wyskakujesz, czujesz wolność totalną, władającą twoim byciem. I brak jakichkolwiek hamulców. Brak czerwonych świateł, znaków stopu, ograniczeń prędkości. Bez krzyczącej telewizji, zakłamanych ludzi, brudnych toalet, krzywych chodników; bez zmuszania, krzyku, fałszywości.
Słyszeliście kiedyś jak płaczą drzewa? Drzewa płaczą straszliwie. Uginając się pod naporem wiatru, opowiadają o życiu. Zdradzają wszystkie tajemnice. Zdradzją Wielką Tajemnicę Życia. Przepełnione goryczą, martwią się o swoich braci i siostry, które zostały zamienione przez nas, ludzi, na coś zupełnie nam nie przydatnego. Ludzka natura przepełniona jest konsumpcjonizmem. Chcemy więcej i więcej. Zabieramy, każdy z nas zabiera innym ludziom wszystko i nic w sposób brutalnie niehumanitarny. Czasami często wstydzę się, że jestem człowiekiem.
Nawet jeśli istnieje ktoś, kogo nazywamy bogiem, to czuję, że kompletnie sobie nas olał. Z każdej strony, najbardziej żółtym i śmierdzącym moczem, trzymanym w pęcherzu przez 2 - 3 doby. My jesteśmy tym bogiem. Olewamy samych siebie. Olewamy własną wartość, zeszmacamy się, od zawsze byliśmy tylko trybikami w wielkiej rosyjskiej ruletce, której być może nie ma.
I moje miasto. Łask. Straszliwie zaściankowe miasto, burdel Europy, bez szans na wzniesienie się kilka centymetrów nad krzywe, popękane, szare chodniki. Kilka centrymetrów ponad szare dachy szarych domów. Właściwie nie szarych. Wszystkie kolory to czarny i biały. Nic więcej.
Proszę, pomóż mi...
Anathema - Childhood dreams
Nirvana - Verse Chorus Verse