Ty, który niosłeś krzyż. Ty, który cierpiałeś za nas. Ty, który oddałeś życie za ludzki rodzaj. Ty, który zostałeś stworzony specjalnie do tego celu.
Kupiłeś sobie schody do nieba.
Cena, jak dla mnie, za wysoka. Targowałbym się.
Minęło, jak mówią, ponad 2000 lat. Jedyne co po tobie pozostało to obrazki w kościołach, podobizmy na pamiątkach z pierwszej komunii i miliony krucyfiksów, które każdy powinien mieć w mieszkaniu, bo tak trzeba. Trzeba przynajmniej sprawiać pozory, że się pamięta.
Szczerze mówiąc, chciałbym cię poznać. Chciałbym zrobić twój portret psychologiczny. Porozmawiać, próbować zrozumieć.
I patrzysz skądś tam, jeśli tam coś jest, na tych ludzi co teraz w wielu miejscach niosą symbolicznie twoje brzemię. Przeciez oni mają tak naprawdę cię głęboko w dupie. Każdemu znudziło się już słuchanie na religii, jak to wiele wycierpiałeś i że jesteś wielki, święty, nie piłeś, nie paliłeś, nie masturbowałeś się.... że jesteś pierdolonym ideałem.
Kiedy patrzę na trawę - widzę go.
Kiedy patrzę na prawdziwą miłość - widzę go.
Kiedy patrzę na ulice tonące w deszczu - widzę go.
Kiedy patrzę na odjeżdżający autobus - widzę go.
Kiedy patrzę w twoje oczy - widzę go.
Kiedy patrzę w lustro - nie widzę go.