'...anioły stróże na niebieskich łabędziach latają nad nami, twój tata jest z nimi, jesteśmy uratowani (...) w szufladzie jego taty woreczki pełne barw...'
'...Światło gwiazdki na pościeli
misie moje śpią na ziemi
milczą całą noc
nocą modlę się (...)
piję koktajl ze snów...'
Spójrzcie, za oknem spadł tęczowy śnieg. Ja wyjdę. Ulepię fioletowego bałwana. Zacznę się rzucać pomarańczowymi śnieżkami. Pod moimi stopami chrupać będzie jaskrawozielony śnieg. Podejdę do kałuży pokrytej cienką warstwą lodu. Będzie tam pływać mała ławica szczuroryb. Przypatrzę się im chwilę. Ich życie, dużo ciekawsze niż moje czy wasze, zawsze będzie mnie fascynować.Moją uwagę odwróci stado przelatujących słoni. Złapę jednego za ogon i zabiorę się z nimi. Wdrapę się na grzbiet. Wiatr będzie muskać moje poliki, a chmury będę brał w garści do swoich kieszeni. Wyciągnę prawą rękę i zabiorę zielone łąki. Schowam je pod powieki. Wyciągnę lewą rękę, nabiorę wody ocenicznej wraz z delfinami i schowam je we włosach. Gdy będę przelatywać nad miastem zabiorę trochę miejskiego powietrza. Zatrzymam je w płucach. Jak osiągnę odpowiednią wysokość to skoczę, żegnając się wcześniej z moimi towarzyszami. Będę leciał w dół, pozdrawiając spadające koło mnie krople deszczu. Gdy dotknę stopami ziemi, pobiegnę prosto do ciebie. I podaruję ci wszystko. Wszystko, co uzbierałem.