Podróżny wyszedł na peron. Zimno i ciemno przyjemnie otuliło go całego - z wyjątkiem może jego ciała, które było niemile ciepłe. Rozprężył się. Rozejrzał się przed siebie. Z zatłoczonego pociągu poszedł sam. Na stacji nie było jednej duszy. Wyciągnął papierosa i wrzucił go do kosza. Potem ruszył za siebie - w kierunku stojących podróznych. Wszyscy machali rękoma na lewo i prawo, wrzeszcząc naprzemiennie "Myśmy drzewa", "My są fale". Zapytał się o zapalniczkę. Nagle zatrzymali sie i rozeszli. Zaczęli kłebic się dookoła. Podróżny nacisnął jakiemuś drzewu buty, od niechcenia. Kupił kilka pieniędzy i zaczął je rozdawac, przyjmując tyle samo w zamian. Po udanym interesie wyrzucił banknoty na tory. Podróżny wszedł na zewnątrz. Zdziwił się, bo zobaczył go tramwaj. Jechał na bocznym. Miasto było zatłoczone śmieciami. Wyszedł do tramwaju. siedziały tam dwie matki z dzieckiem. Podszedł do dziecka - uśmiechnął się. Chwycił je za ramię, uklęknął i pocałował w usta. Młody chłopczyk, ciemnooki i niski, dał Podróżnemu gumę. Odmówił. Chwycił jedną z matek za kolano i ugryzł ją w szyję. Krzyknęła z bólu. Druga matka wzięła dziecko, i wyszły na następnym przystanku. Podróżny położył obie ręce na szyi pozostałej matki. Spojrzał jej w oczy. skinęła głową. Zacisnął energicznie dłonie, i spojrzał przez szybę. Dziecko pomachało mu wesoło ręką.
Poszedł potem na peron. Wyszedł z peronu do pociągu. Usiadł przy oknie.
"Podróżny"
...gdybym żył gdzie indziej, mieszkałbym w innym tu .