I zaczyna się: "nie będziesz się głodzić, nie będę w tym uczestniczyć, zgłoszę to gdzie trzeba", a ja tylko wzruszam ramionami, bo tak naprawdę jest mi na rękę, aby matka zgłosiła mój problem, przecież gdzieś w podświadomości wiem, że potrzebuje pomocy, ale i tak zdaję sobie sprawę, że ona to zlekcewarzy, bo jej na mnie nie zależy, bo ona ciągle rzuca słowa na wiatr. "Będę robiła co chcę mamo, wybacz, ale Tobie nic do tego", a ona już mnie nawet nie słyszy i wychodzę z pokoju zamykając się następnie w łazience, wmawiając sobie, że niedługo będzie lepiej, choć wiem, że wcale tak nie będzie, że smutek będzie się pogłębiał, że nic nigdy nie będzie tak jakbym chciała aby było. Żebra, tęsknie..