Tak łatwo było milczeć. Stawiać mury po cichuteńku. Boję się zostać, chciałabym już skończyć. Literki mi krwawią, a zdania płaczą. Może z czasem przyjdzie odwaga, może codziennie będę stawać naprzeciw wygodnickich lęków. Spokojnie, tak pachniały łzy tamtych dni. Jeszcze tylko ostatecznie rozliczyć się z czasem fałszywych wyborów, podzielić się wspomnieniami i nienawiścią, a potem idźmy w końcu inną drogą. Tak samo złą, ale już nie wspólną drogą. Żebym już mogła chociaż poszydzić z przeszłości i nie czuć niczego zupełnie. A kiedy spojrzę jej w oczy, nade mną będą tylko gałęzie. Kochane gałęzie.