Wiosna. A idź w cholerę. Przyjdzie taka cała upstrzona kiczowatym uśmiechem. Nie zamierzam sie cieszyć dlatego, że jest wiosna. Nie lubię jej. A jak zapuka i każe mi mieć dobry nastrój to odeślę do wszystkich diabłów. Zapadnę w sen wiosenny. Obudzę się z początkiem jesieni. Ubiorę te wszystkie powyciągane swetry i zanurzę w depresyjnie ciepłe łożko. Pościelę sobie życie, tak żeby wróciło do normy. Połknę ocean papierosów. Zabarykaduję się książkami. Przypomnę sobie wszystkie strzępy swojego życia i porzygam się nimi. I bedę mogła sie bać. Spokojnie, bez pośpiechu. Zagramy sobie w karty. Może przegram Jutro, może wygram Wczoraj. Postawię miłość. A potem przyjaźń. A jak już przejebię wszystko, to pomyślę czy było warto. Jest źle, jest ciepło. A ja wolę jak jest zimno. Wtedy czuję swoje kości. Sama jestem zimna i nie tęsknię za kimś ciepłym. Zimno poproszę! Ale niebo już zamknęło dzisiaj biuro. Pijany anioł stróż sika z krawężnika. Butelka sięga dna, a ja butelki. Tylko nie mów, że jest samotność prawdziwa. Wszystkie to kurwy zakłamane. A może napijesz się ze mną wiosno? Nie? Pieprz się. Wiosno.