Jest źle.
I to naprawdę źle.
Na tyle, że nawet tu już mnie nie ma.
To gówno nas wyniszcza. Do tego stopnia, że ja uciekam w pseudo pracoholizm, bo nie daję rady wysiedzieć w chacie.
Pobudka z kołataniem serca i paraliżujący lęk przez przynajmniej połowę dnia.
Dlatego...
Od poniedziałku do czwartku urząd, a od czwartku do niedzieli pracka.
Z małymi wyjątkami jak wolny dzień na wesele czy coś. Z jaką prękością takie dni potrafią się wypełnić zajęciami... Aż człowiek zapomina, że to jest "wolne".
Ale przyszłego tygodnia nie mogę się doczekać. 700 km w dwa dni. Stęskniłam się niesamowicie i chyba nawet zepsuta klima nie będzie mi jakoś strasznie przeszkadzać. Muszę pojeździć. Koniecznie.
Nie mam czasu ostatnio na nic.
Nie mam zrobionego balkonu, plany na roślinki i domek dla pszczół poszły się walić z kojenymi umarniętymi sadzonkami uduszonymi w szklarni.
Moje roślinku w mieszkaniu mnie nienawidzi. Wciorniastek zjada epipremnum na potęgę, monstera odpierdala jakiś szajs, a trzykrotka już dawno porzuciła chęci do walki na odratowanie.
Jedyne ukojenie przynosi czytanko. A teraz mam w rękach cudo, które chyba zadziała na mnie o wiele bardziej motywacyjnie, niż to co męczyłam przez ostatnie pół roku.
Dziękuję za wczorajszy gest, bardzo doceniam. Ale jakoś nie mam sił czerpać z tego pełnej radości. Zapewne jak już będziemy na tym backstage'u, to dotrze to do mnie ze zdwojoną siłą.
Z "nowych" odkryć:
Allegaeon - Proponent For Sentience III The Extermination
https://www.youtube.com/watch?v=xixI-q5wFpg
Robodron - Królowa Śniegu
https://www.youtube.com/watch?v=fEI216QEH1w
Niby nic, a jednak się niesamowicie przejmuję. Widać jak bardzo załeży od tej kwestii. A zawsze stawiałam na niezależność. Jestem zła na siebie, że pozwoliłam doprowadzić do takiej sytuacji. Trzeba ją jak najszybciej zmienić przy możliwej okazji.