I wcięło notkę, którą pisałam kilka dni temu. Tripek już mi umiera i to bardzo. Licencjat będę pisać ręcznie. Jeżeli w ogóle zacznę go pisać ...
Co to ja wtedy pisałam? A. O tym, że coś za dobrze wszystko na razie szło. Bo jeżeli wszystko dobrze się układa, to znaczy, że coś przyjdzie i pierdolnie ino roz. Bo tak to już jest. Jeżeli nie sypnie się marzec, to sypnie się czerwiec. I tak w skrócie o to mi chyba wtedy chodziło. Mogłabym trochę więcej konsekwencji od siebie wymagać w tej sprawie.
Dlaczego tak strasznie mi się nie chce? Miałam dać sobie czas do niedzieli. Mamy środę, a ja... Mam obejrzanych Wikingów, przeczytaną Krew i Złoto, rozpoczęte Metro, wypite litry alkoholu i nic nie ruszone. Początkowo światełko wydawało się przynieść trochę nadziei, ale teraz jakoś znowu mam wrażenie, że to będzie jedna, wielka klapa.
Zajarałam się Wikingami. Już wiem, jaki kolejny cosplay będę kompletować.
Do Baza trzeba pojechać.
Trochu mnie ominie.
Matko, ale ja mam burdel w głowie.