Certyfikat zdany. Gdyby była godzinka dłużej, może nawet na więcej udałoby mi się napisać.
Ale niech ta chora ambicja się schowa. To, że początek sesji zaczął się pięknie, to nie znaczy, że nie odezwą się stare nawyki - nauka na ostatnią chwilę, niecały materiał przerobiony, lanie wody cholera wie o czym, imprezowanie przed egzaminem. I dziwić się, że tróje lecą. Ale ja poprostu nie potrafię wytrzymać w tak długim cugu uczenia się. Ta sesja była zdecydowanie najdłuższą i najtrudniejszą jak do tej pory. Jeszcze wynik z ekonometrii i do przodu. Chyba, że estymacja modelu ekonometrycznego wykaże, że mam mieć poprawkę. I wyjdzie, że jednak na czysto nie udało się. Co byłoby naprawdę dziwne, bo to byłaby pierwsza sesja bez totalnie żadnej poprawki.
Teraz czas najwyższy zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem w dupie z pracą. Ostatnie spotkanie z promotorem nieco oczka mi otworzyło. Musze wykorzystać te dni w Złotowie na zebranie materiałów w urzędzie. Nie lubię, nie umiem, nie potrafię, nie znam. Tak mogę to podsumować. Jednakże chyba tragicznie tez być nie powinno. Zobaczymy jaki stopień zorganizowania tam panuje.
Wiem, że są osoby, które napisały pracę w miesiąc/tydzień, ale mam wrażenie, że miały znacznie większe pojęcie o tym o czym piszą, niż ja je mam. Chcąc mieć temat nietypowy wybrałam tematykę, na której się nie znam, na studiach nie mieliśmy takich aspektów poruszanych, nie mówiąc już od strony technicznej. Jasne, napisałabym pracę w miesiąc, tylko musiałabym mieć jakies podstawy i zamysł jak ma ona wyglądać. Na razie mam zdjęcia i artykuł bazowy. Jupi! Urzędy będę załatwiać w przyszłym tygodniu, do końca tego będę czytać i zgłębiać tematykę.
Muszę to wszystko ogarnąć teraz, bo nie mam pojęcia kto układał nam plan na przyszły semstr, ale do kwietnia do domu nie zjade na pewno. Kiedyś śmiałam się z Amgedonem, że taki wymysł jak trzygodzinny wykład u mnie na uczelni ię jeszcze nie zdażył. Nie doceniłam WNGiG - mam trzy takie wykłady jednego dnia. Coś na zasadzie "my Wam nie dosramy?".
Także na razie wygląda to tak:
Poniedziałek: 8:00 - 16:00 + zapewne jakiś monograf
Wtorek: 8:00 - 16:00 (bite wykłady, w tym dwa trzygodzinne) i 18:00 - 21:00 kolejny
Środa: 10:00 - 13:30 i 16:00 - 18:00 + monograf
Czwartek: 8:00 - 10:00 + monograf
Piątek: 8:00 - 10:00 i 14:00 - 16:00
Własciwie jakbym rzeczywiście się uparła na monografy i zrezygnowała z transportu, to mogłabym zjeżdżać, ale wszystko byłoby tak w biegu, że rzeczywiście chyba lepiej przepękac te półtorej miesiąca w Poznaniu. Za to niby druga połowa semstru ma wyglądac o niebo lepiej. tylko, że wtedy to już rzeczywiście spina przed obroną. Mimo wszystko jest to dla mnie jakieś odległe. Zdecydowanie zbyt odległe. Inżynierka już sobie ponoć nawet pytania opracowała :o
To może wystraczy na razie tego rzygu na temat studiów.
W kwietniu idę na wesele. Na pytanie o partnera i odpowiedź, że chcę zabrać Martę zostałam wysmiana. W tej części rodziny lesbijką zostać bym nie mogła.
Jakis czas temu byłam przekonana, że za niektóre osoby dałabym sobie rękę obciąć. Głupia byłam - teraz chodziłabym bez ręki.
Zbliża się, zbliża, a wielkie plany leżą. Trzeba spiąć dupsko i zacząc naprawdę coś z tym robić. Bo jak tak będę polegać na rzeczach niepewnych, to kiedys naprawde bardzo mocno się wkopię. Tym bardziej, że skoro juz się taki progres się pokazał. Niby się jaram, ale stresik jest większy. Także tego.
Coś za dużo ostatnio śpię. Ja rozumiem, że sesja była wyczerpująca, no ale tez bez przesady. Mogłbym zacząć wprowadać większą ilość aktywności, to też inaczej zaczęłabym funkcjonować. Sesja skończona, czas hibernacji należy przerwać. I już mi się japa drze -.-
Siła wyparcia potrafi być tak silna. Przepraszam, powinnam inaczej niektore sprawy załatwić, ale zrobię to co zwykle - najzwyczajniej w świecie znowu ucieknę.