Weekendy są zawsze cięższe. Dodatkowo kiedy robi się sobie dodatkowy dzień wolnego. Myślałam, że się załamie wchodząc dzisiaj na wagę, ale byłam mile zaskoczona widząc 55kg. To taka magiczna bariera, której nigdy nie udało mi się przebić. Zawsze schodziłam do tej wagi i nie potrafiłam schudnąć bardziej. Mam nadzieje, że teraz mi się to uda!
Dzisiejszy dzień nie należał do tych najlepszych, ale też nie był taki zły. Większość kalorii przepiłam, bo mam słabość do shake'ów ze starbucksa i bubble tea (która nie pozostała długo w moim żołądku).
Śniadanie (8:00): Jajko na szynce i piętka z pasztetem.
Obiad (13:30): Miruna z sałatkami.
Do ćwiczeń nie potrafiłam się dzisiaj zmusić, ale czuje, że od poniedziałku już będzie dobrze. Wszystko wychodzi mi lepiej, gdy zaczynam od nowego tygodnia.
Co do zdjęcia, chciałabym kiedyś móc być taką motywacją...