Sesja jesień/zima 2010
Fot. Rafał Pejta
Z serii: melancholia deszczowych dni...
Każdego roku odliczam dni do wiosny. Minusowe temperatury plus szczeciński wiatr doprowadza do szału mnie i czekające w szafie nowe, brązowe buty, kupione na przecenie w jednym z tych sklepów, z których zazwyczaj wychodzi się z wyzerowanym porfelem i dodatkowym paragonem, który najlepiej schować przed mamą. Wiem, że moja obsesja na punkcie obuwia niedługo puści mnie z torbami, ale w końcu trzeba czerpać jakąś radość z życia :-)
Z USem dzisiaj wygrałam. Muszę wygrać jeszcze dwa razy. Potem możemy się znowu przyjaźnić filologio :-P
Na deser mały fragmencik z cyklu opowiadań na który ostatnio nie mam kompletnie czasu.
[tu: Sistars - Hangin' around]
BYŁO
Obserwowała go. Nie były to ani ciekawskie, ani nawet obsesyjne obserwacje. Były naturalne dla tajemniczo zakochanej szatynki w szalenie męskim śmiechu pewnego faceta, którego śledziła kroki, gdy był wystarczająco blisko, by mogła go dostrzec i wystarczająco daleko, by on nie mógł jej zauważyć. Ale zauważał ją. Między innymi dlatego, że nie widziała granicy między tym blisko-daleko, a gdy ją wyczuwała i tak nie mogła się powstrzymać przed oderwaniem od niego wzroku. Rzucał wtedy jej krótkie spojrzenie, siadał naprzeciwko, przeczesywał kruczoczarne włosy ręką z dużym, srebrnym zegarkiem, ściągał okulary, przecierał oczy i zakładał lewą nogę na prawe kolano, dotykając je kostkami, w amerykańskim stylu. Zwyczajność tych gestów czyniła go normalnym, a zarazem atrakcyjnym facetem. W jej oczach - był niepoprawnie sexy. W jej głowie - był prawie nagi. W jej sercu - w prawdzie, jeszcze go nie było, ale zbliżał się tam w niebezpiecznym, wręcz niedozwolonym tempie. Patrząc, zapominała kim tak naprawdę są i jak bardzo amoralne byłoby wszystko, co w jej scenariuszu odbyło się już bardzo dawno. Później zapominali o tym razem.
JEST
Pukała do jego drzwi, ubrana w granatową, elegancką marynarkę, mając pod spodem czerwony, koronkowy stanik miseczki C, który dostała od niego na piątą rocznicę ślubu. Jego piątą rocznicę, jego ślubu z jego obecną żoną. Siadała na jego biurku, odchylała głowę i czuła na sobie jego palce. Szczególnie ten serdeczny, który ją niezmiernie parzył, ocierając się złotą obrączką o jej ciało. Odkąd zapomnieli, tak naprawdę mogła wchodzić do jego pokoju bez pukania. Robiła to jednak z grzeczności (o ile w ogóle o grzeczności można mówić w ich przypadku) i z obowiązku. Odkąd go miała, przestała też go obserwować. Obserwowała jedynie otoczenie, które dzisiejszego dnia swoją nieobecnością dało im błogosławieństwo. Teatralnie zrzuciła z blatu wszystkie leżące papiery i zaczęła rozpinać guziki koszuli, wyprasowanej przez tę kobietę. Szybkim, agresywnym ruchem, przywarł ją do stołu i docierał do tych miejsc, do których zawsze z kobietą chciał dojść. W pustym biurowcu nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, ponieważ nieostrożnie strąciła ramkę z fotografią, ustawioną obok monitora. Zerknęła na podłogę, a twarz uśmiechniętej blondynki przybrała wyraz złości. Szepnęła:
- Chodźmy do mnie...
(...)