Darmowa reklama :-) Listopad, ZMY, ja i wspaniały fotograf - R.Pejta
Nie mam czasu na długie, spójne opowiadania, ale mam nadzieje, że Ci którzy przeczytali "Pamiętasz tamten listopad" cz.I, na razie, zamiast drugiej części, zadowolą się krótkim felietonem ;-)
"To był nasz ostatni dzień"
˙
Dotknął delikatnie wargami moich nagich pleców. Nigdy nie mówił "dzień dobry". Zawsze pozostawiał subtelny pocałunek na skórze, który powodował w moim ciele przyjemny dreszcz. Potem robił mi kawę z dodatkiem kakao. I nigdzie się nie spieszył. Tego dnia byłam bardzo zaspana. Powoli, niezwykle ostrożnie stawiałam kroki, by zejśc po niebezpieczych schodach do kuchni i posłuchac jak opowiada mi swoje sny. Na dużym, mahoniowym stole, stały dwa kieliszki i pusta butelka po winie. Przez okno wkradały się nieśmiało pierwsze promienie słońca, a z głośników po cichu wydobywały się dźwięki kompozycji impresjonistycznego Debbusy'ego. Na moment odpłynęłam w świat muzyki, ale po chwili spostrzegłam, że pozostało nam niewiele czasu. To był nasz ostatni dzień. To ja zazwyczaj pilnowałam wskazówek zegara. Gdybym tego nie robiła, mężczyzna z którym dzieliłam łóżko, nigdy nie dotarł by na odpowiednią godzinę do pracy. Moje hasło było dla niego jak rozkaz. Zrywał się z miejsca i krzątał po całym domu, mówiąc coś pod nosem w swoim języku, którego nie rozumiałam. Powoli obserwowałam jego ruchy i biorąc duży łyk napoju bogów, śmialam się z jego braku organizacji. W mgnieniu oka myłam naczynia, malowałam szybko rzęsy czarnym tuszem Rimmel, brałam do ręki czerwoną torebkę, wkładałam 7 cm szpilki i wsiadałam z lewej strony jego białego samochodu. Po kilku minutach siadał obok mnie, dłońmi dotykał kierownicy i oświadczał, że zapomniał okularów, które podawałam mu w momencie kończenia zdania. Wtedy całował moje czoło, wciskał gaz i wiózł mnie do pracy.
To był nasz ostatni dzień. Jeszcze nie wiedział, że następnego dnia obudzi go budzik i cisza wydobywająca się z odwarzacza w którym nie było płyty CD. Nie był świadomy tego, że tym razem kawę wypije zupełnie sam. I nikt mu nie przypomni o upływających sekundach. Nie chciałam, by płakał. Dlatego nie spakowałam swoich rzeczy, planując swoją ucieczkę z naszego życia. To nie mogło się udac. Nie mogło pomóc ani wino, ani Debussy, ani nikotyna, której mi zabraniał. Gdy wysiadałam, rzucił mi szybko "miłego dnia", a w moich oczach stanęły łzy. Usiadłam ponownie na miękkim siedzeniu, oby dwiema dłońmi objęłam jego twarz i zaczęłam namiętnie i zachłannie całować jego usta. Wstałam i starannie zamknęłam drzwi, nie mówiąc ani słowa. Nie byłam w stanie nic wypowiedziec w tamtym momencie. Od razu zorientowałby się, że "coś jest nie tak". Tak dobrze mnie znał... Poczekałam, aż zniknie mi z oczu. Następnie weszłam na najwyższe piętro budynku swojego biura.
To był nasz ostatni dzień.