wróciłam z szalonego wyjazdu, dzisiaj pół dnia chodziłam i zostawiałam kartki z życiorysem w wielu miejscach. męczące. a potem się niesamowicie rozpadało, niebo jakby na pół się przedarlo y estaba llevando a cantaros.
nic się nie dzieje. w głowie tylko praca, wakacje wakacje i wakacje. tyle bym chciała zrobić, a możliwości tak niewiele.
zaczęłam się uczyć francuskiego. to bardzo szalona decyzja i raczej się tego nie spodziewałam w najbliższym czasie. jednak potrafię sama siebie zaskoczyć. więc siedzę przy francuskim. skoro hiszpańskiego sama się nauczyłam (głównie sama), to czemu nie spróbować z moim wymarzonym językiem? tak pomyslałam, tak zrobiłam.
dużo odpoczęłam, tak jakby. wszystko kosztowało mnie wiele stresu.
w sumie ostatnio jakby ciagłe się stresuję.
jakbym zaraz miała
wybuchnąć?
albo coś takiego
tylko chodzę i mam ochotę od wszystkich uciec.
uciekłam od najukochańszej osoby. jak zle już jest?
wiele weny i inspiracji. niby mam wakacje, a na nic nie mam czasu.
tylko na wpatrywanie się w to bezkresne niebo, w te chmury układające się niczym wata cukrowa rozrzucona w przypadkowych miejscach.
papierosy w mojej szufladzie, tak dziwna sprawa
but here i am next to you
the sky's more blue
in Malibu
marzy mi się
xx