No i mamy upragniony (?) rok 2009.
I kurwa spędzenie sylwestra w samotności nie było zbyt miłe ani ciekawe.
Dobija mnie i cieszy jednocześnie fakt, że mam już rocznikowo 17 lat. To nic że jeszcze 9 miesięcy oczekiwać.
Chciałabym, żeby rodzice traktowali mnie trochę poważniej i nie chce mi się już słuchać 'nie możesz zostać tak długo jak Rafał, wtedy kiedy był w Twoim wieku, bo jesteś DZIEWCZYNĄ'. Yh..
Postanowień noworocznych nie robię, bo te które zrobiłam rok temu mi nie wyszły... i zamiast być milszą, stałam się wredną jędzą, przez co prawie straciłam 2 najważniejsze w życiu osoby, za które oddałabym wszystko, byleby ze mną były.
Jak zwykle plany sylwestrowe nie wypaliły, bo czemu miałyby wypalić? Ale kurwa za 2 lata robimy Sylwestra razem i rodzice będą mieli gówno do powiedzenia, a co!
Pocieszający jest fakt, że za 15 dni jadę z tym małym szkrabem ze zdjęcia na narty do Austrii. I będzie jak zwykle zajebiście, bo z moim ojcem chrzestnym inaczej być nie może (;
A szkrabiątko pierwszy raz z nami jedzie :).
I nie jadę do Stanów w tym roku na wakacje, trzeba znaleźć pracę gdzieś na miejscu.
I będziemy mieli mieszkanie w Gdańsku, co mnie niezmiernie cieszy, bo już zamierzam spędzać tam wiele weekendów i imprezować ze studentami (hahaha! właśnie się tym jaram)
A co do roku 2009 to oby więcej spacerów, durnych wypadów na pizzę, nauki (bo od początku roku liczę na szczęście), samozaparcia, wiary w siebie, popierdolonych rozmów z Kubkiem (bo zajebiście fajnie jest siedzieć po północy i gadać o ... tym i o tamtym. wiele rzeczy można się dowiedzieć, wystarczy doprowadzić Kubka do stanu wielkiej głupawki, a ja swoimi tekstami podobno to robię) i wiele innych dziwnych, a jednocześnie fajnych rzeczy.
A kiedyś pojadę na Sylwestra do Nowego Jorku.
I takim oto miłym akcentem kończę tą zajebiście chaotyczną notkę.
PS. A te fajerwerki doprowadzają mnie do szału.