I Jej uśmiech, cenniejszy
niż diamenty, platyna,
który jak zastrzyk radości
działa niczym morfina.
Tak, że na statku płynę,
na spokojnym wietrze
w krainę zapomnienia,
gdzie rześkie powietrze.
Z trudem je chwytam
i schwycić nie mogę
wtedy, gdy patrzę bez słowa
w Jej oczy kryształowe.
Mieniące się w blasku słońca,
przykryte lekko włosami
i mógłbym tak patrzeć bez końca
jak gdyby nic po za nami.
Zatracać się w Jej słowach
milszych niż szum morza,
niż śpiew ptaków leśnych,
niż melodia wirtuoza.
Poczuć Jej bliskość w tańcu
kiedy we mnie wtulona,
zasłuchana w nutkach muzyki
tak delikatnych jak Ona.
Iść z Nią prosto w nieznane,
gdzie rodzą się nowe pomysły,
spojrzeć na wszystko inaczej,
poruszyć wszystkie Jej zmysły.
Chciałbym rozproszyć Jej smutki
tuląc do swego ramienia,
tak żeby była szczęśliwa
nigdy nie zaznała cierpienia.
Dla Niej, szukałbym kwiatu paproci
skrytego w gąszczu drzew,
skoczył z chmury na ziemię,
przelewał na froncie krew.
Bo tylko Ona potrafi
tysiącem tęczowych barw
za jednym dotknięciem pędzla
pokolorować mój szary świat...