Plan który sobie założyłam nie wypalił, dlatego zaczynam od nowa. Cały grudzień i styczeń były pasmem samych porażek. Próbowałam jeść zdrowo, obliczyłam swoje zapotrzebowanie, starałam się jeść regularnie, ale nie powstrzymało to moich napadów kompulsywnego jedzenia. Od prawie 9 lat z tym walczę i jak narazie żadna metoda nie przyniosła porządanego skutku. Postanowiłam wrócić do początku, do czasów kiedy byłam jeszcze w gimnazjum i nie wiedziałam jeszcze jak wygląda "dorosłe" życie. Ważyłam 50 kg jadłam jedno jabłko na tydzień i byłam szczęśliwa. Zauważyłam pewną zależność. Jak nie jem dużo to wcale nie chce mi się jeść, jednak gdy próbuje jeść tyle ile każdy normalny człowiek to zawsze kończy się na wyżarciu wszystkiego co znajduje się w kuchni. Nie uważam że jedzenie jabłka na tydzień było rozsądne, ani zdrowe dla mojego organizmu, ale jednak coś w tym jest że jedząc mało nie odczuwam aż takiego głodu i potrzeby jedzenia.
Wydaje mi się że 1000 kcal będzie jak narazie optymalną ilością dla mnie, przynajmniej na początek. Jeżeli to się uda będę zwiększać stopniowo liczbę kcal do ok 1800.
Nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta, ale chociaż mi lepiej że nie trzymam tego w sobie i w końcu mogę uwolnić to co mnie gryzie.
Trzymajcie kciuki!