Cóż to był za dzień.
Rozkminianie czy isć wreszcie (miesiąc) czy nie iść na trening.
Stworzyłam piękną metaforę rozmawiając Bajrą :
-Bo wiem ,że gdybym teraz poszła na mecz, jakikolwiek
Startu czy kadry, to znów chciałabym grać, to ejst niesamowite,
zawsze po obejrzeniu meczu pragnę tak jak zawodnicy, stwarzać takie widowiska,
jak oni mi stworzyli, wzbudzać takie emocje,
przecież mecz, to tyle emocji,
płacz, szczęście, złość, żal, szczęście,zdziwienie, no tyle ...
Naprawdę gdyby emocje miały kolor, miały gęstość,
to w hali nic nie byłoby widać !
Hmm.
A godzinę później szłam na trening,
i miałam taką siłę, takiego powera,
zapierdzielałam jak wariatka,
czułam jakby ta część mnie "piłka ręczna",
zbierała w sobie przez ten miesiąc te wszystkie chęci,
te emocje i dzisiaj eksplodowała.
Naprawdę czułam się jak lew wypuszczony z klatki,
klatki ,którą przecież sama sobie storzyłam, i stwarzam.
Ale czy stworzę?
Ja chyba nawet nie wiedziałam jak mi tego brakowało,
i jeszcze on.
Prosi, namawia,
o co chodzi ?
Caly czas boję się straty,
i tego co on czuje,
zobaczymy.
Odkryłam jeszcze jedno!
Gdy jestem szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa,
nie potrzebuje za dużo jedzenia,
praktycznie wgl,
mój żolądek wypełnia szczęście,
tak jak dzisiaj od 15 nic nie jadlam,
nie chce, nie muszę,
czuję siłę ,która płynie z emocji, z .. szczęścia !
Tak samo było na jachtach.
Kurwa co ja zrobię.
7 dni na podjęcie decyzji.