Co by rzec o portugalskiej kuchni?
Cóż, najlepszym komentarzem będzie chyba cytat z Ivone Lobo, która pewnego dnia przy obiedzie powiedziała nam tak:
"Mi bardzo smakuje nasza kuchnia. Jest dużo lepsza niż hiszpańska, dużo bardziej zróżnicowana. W Hiszpanii, jeśli jesteś wegetarianinem to właściwie nie masz czego jeść. A my mamy i mięsa, i ryby, i owoce morza. Moja córka była w Hiszpanii i też mówiła, że jedzenie mają gorsze."
I trzeba jej przyznać trochę racji. W ciągu dwóch miesięcy spędzonych w tym luzofońskim skrawku Europy mieliśmy wiele okazji aby się przekonać o faktycznej różnorodności kuchni portugalskiej. Nie dość, że mieliśmy szeroki dostęp do barów, kafejek i restauracyj porozrzucanych po różnych miastach, to jeszcze, właściwie codziennie, raczeni byliśmy "domowymi" potrawami w szpitalnej stołówce. Cała plejada - od zup, poprzez dania obiadowe i surówki, aż po owoce i desery. Alkoholu niestety nie podawali, ale parzyli pyszną kawę (tak dobrą, że nawet ja przekonałem się do espresso!).
Więc od początku - z u p y . Są różne, niektóre podobne do naszych (jak na przykład rosół z kury, ale z makaronem w kształcie drobnych gwiazdek), niektóre znane chyba wszędzie (zupy-kremy wszelkiej maści: z dyni, z groszku, ze szpinaku), aż po zupy regionalne i tradycyjne, na czele z Caldo Verde (po naszymu: "zielony rosół"). Jest to pyszna zupa z kapusty (i to nie byle jakiej, musi być ichniejsza, ponieważ zrobiłem we Wrocławiu caldo verde z naszej kapusty i nie wyszło takie samo!), trochę tłusta, zagęszczana zmiksowanymi ziemniakami i podawana zwykle z plasterkiem kiełbasy. Palce lizać! (Zdjęcie nr 2)
D a n i a o b i a d o w e - tu dopiero był popis różnorodności! W ogólności nie można chyba stwierdzić, że Portugalczycy są bardziej nastawieni na owoce morza i ryby, niż na mięso, pomimo ewidentnie silnego związku z oceanem. Wspomniana wcześniej Ivone powiedziała nam kiedyś, że nie lubi ryb i woli mięso. Niemniej jednak owoce morza są w Portugalii tak powszechne, jak u nas schab albo ziemniaki. Widzieliśmy kraby, krewetki, małże (wiele różnych rodzajów), ostrygi, ośmiornice, kalmary, ślimaki i inne dziadostwa. W formie smażonej w panierce, surowej w sałatce lub pieczonej i gotowanej z ryżem. Albo frytkami. Bo co ciekawe - mimo, że w każdym supermarkecie jest pełno ziemniaków obok innych warzyw, to gotowane ziemniaczki (tak u nas popularne) tam należą do rzadkości. Zdecydowanie ustępują frytkom, chipsom i ryżowi. I nie ważne, czy mówimy o dodatku do ryby (tuńczyk - pycha!, morszczuk - bleh!), do owoców morza, czy do mięsa. Jeśli zaś mowa o mięsie - właściwie nie bardzo odbiega od naszego. Zdziwił nas sposób przygotowywania drobiu "a bras", tj. postrzępione kawałki mięsa wymieszane i zasmażone bądź zapieczone z ryżem. Ale nie brakowało też zwykłej wieprzowiny na różne sposoby (żeberka, kawałki mięsa w sosie, gulasz), wołowiny, cielęciny czy jagnięciny - tą ostatnią mieliśmy okazję raczyć się podczas kolacji, na którą zaprosili nas ginekolodzy i była przepyszna! Stwierdziłem tamtego dnia, że nigdy nie jadłem lepszej jagnięciny i cofam to, co zawsze wyznawałem - że nie smakuje mi ten rodzaj mięsa.
D e s e r y. Och tak... To zdecydowania najprzyjemniejsza i najsmaczniejsza część kuchni portugalskiej... Pastel de nata, za którym już tęsknię (zdjęcie nr 8) zdecydowanie stoi na szczycie hierarchii. Prosty deser z ciasta francuskiego i masy budyniowo-jajecznej, którego przygotowanie nie nastręcza problemów również u nas, a potrafi tak zachwycić podniebienie, że ma się ochotę wciąż sięgać po więcej i więcej... I więcej... Ale trzeba zostawić trochę miejsca na salame (zdjęcie nr 1) - przesłodki i przepyszny blok czekoladowy z pokruszonymi kawałkami ciasteczek zatopionymi w środku... Palce lizać! A w kolejce czeka jeszcze tyle pysznych ciast, których receptury pamiętają jeszcze Arabów zasiedlających te ziemie tysiąc lat temu. A więc mieszają się smaki miodu, migdałów, fig, maku i różnych owoców, które u nas nie rosną i nawet nie mają sensownych polskich nazw...
A propos tychże owoców! Często służą one do przygotowywania likierów, bimbrów i nalewek, a wiadomo, że to również ważna gałąź lokalnych kulinariów. Pomijając oczywiście wino, które robi się głównie na północy (dolina rzeki Douro oraz oczywiście Porto) oraz w regionie Alantejo (południowa część centrum kraju), należy wspomnieć co najmniej o dwóch lub trzech lokalnych trunkach. Pierwszym z nich jest likier migdałowy z Algarve, którego nie mieliśmy okazji spróbować, ale nasza rodzina w Polsce dostała w prezencie i czekamy na relacje! Z Algarve pochodzi również medronho - likier miodowy przygotowywany z owoców "drzewa truskawkowego" (pisałem wcześniej o polskich nazwach...), którym również zostaliśmy uraczeni na rzeczonej kolacji. Pyszny, słodki, wyrazisty! No i jeszcze jeden likierek, tym razem z okolic Lizbony, to ginjinha, przygotowywana z wiśni ginja. Nie ustępuje smakiem poprzedniemu!
A kawa...? Kawa to materiał na następną notkę! :)